Z jakiegoś powodu opowiadając sobie nawzajem o świecie, o jego nieprawdopodobieństwach i banałach, niezależnie od tego, w cieniu jakiej kultury, wiary, czy niedowiarstwa taka paplanina akurat odbywa się, krążymy wciąż wokół przeczucia idei monolitu. Nie jest to pojęcie, przynajmniej nie na tyle wyraźne, żeby zostawiło ślad w historycznie uchwytnych osadach czasu. To raczej mimowolny gest ręki czegoś dotykającej, błądzącej po niewidzialnej, ale wyczuwalnie gładkiej powierzchni. Tak gładkiej, że nawet wyobrażone dotknięcie do niej zaczyna fascynować. Nie do końca zrozumiałe, stare, łacińskie słowo fascinans nadal ma się świetnie w naszej współczesności. Znalazło dla siebie wiele nowych funkcji, sprawdza się w tak odległych regionach jak technologia i intymność. Każdemu z nas zdarzyło się czymś za-fascynować. Potrafimy godzinami opowiadać o naszych fascynacjach (nawet przez telefon). Wracamy wtedy do tych samych miejsc, momentów. Pamięć sprawia, że wracamy do własnych śladów, czasem ze zdziwieniem odkrywamy je po raz kolejny. Krążymy, przesuwamy się po powierzchni przeszłości. Po kolejnych zakrętach przestajemy ją odróżniać od projekcji przyszłości. Naszą uwagę przytrzymuje gładkość, po każdej rundzie coraz doskonalsza. Jesteśmy gatunkiem nomadycznym i narratywnym. Mieszają się te cechy, zmieniają wielokroć w siebie nawzajem w hipnotycznym rytmie prowadzącym wciąż dalej i wciąż na nowo po tym, co gładkie.

To zadziwiające. Musi być gładkie.
W roku 1533, w tym samym, w którym urodziła się Elżbieta I, z dynastii Tudorów (od 1890 jest częścią zbiorów londyńskiej National Gallery) został namalowany jeden z najdokładniej opisanych i przeanalizowanych dawnych obrazów. Każdy detal tak precyzyjnie namalowany przez Hansa Holbeina doczekał się drobiazgowych interpretacji.
A jednak znaczenie całości pozostaje dla nas nadal ukryte. Zupełnie jakby sens tkwił pod grubą wzorzystą kotarą, na tle której prezentują się postacie pewnych siebie, nawykłych do rządzenia ambasadorów.

Jest rok 2024. O sprawach bezpośrednio dotyczących każdego i powszechnych jak życie i śmierć wiemy dokładnie tyle samo co pięćset lat temu.
Potrafimy zmieniać dekoracje, każda kolejna epoka rozpina kolejne kobierce z własnym wzorem. Równie dobrze oddalamy się jak zbliżamy do uchwycenia o co w tym korowodzie podobnych póz i gestów chodzi.