Dobrze utemperowane (Wohltemperierte) drgania przenoszą energię, ale nie są przecież w stanie nic zmienić. Nie ochłodzą, nie ogrzeją nawet o pół stopnia. Brzmiące najgłośniej nie powstrzymają topnienia lodowców, powodzi, ani letniego gradobicia. Nie przyniosą ulgi i ratunku żadnemu wymierającemu gatunkowi oprócz homo sapiens (i to też żyjącemu na obszarze Zachodu). Wyjaśnienie tego doświadczenia nadal jest poza naszym zasięgiem. Bo bezsprzecznie słuchanie Bacha potrafi i ochłodzić, i ogrzać, przynieść ulgę. Niektórzy piszą, że nawet uratować. Kiepsko radzi sobie racjonalność z wyjaśnianiem naszych osobistych doświadczeń. Słowa takie jak: harmonia, piękno, metafizyka nie nazywają niczego co da się traktować jako przyczynę realnie odczuwanej zmiany. Unus mundus, świat bez szczelin, świat zintegrowany, skomunikowany, transparentny pozostaje utopią. Doświadczamy życia w wielu oddzielnych światach. I to nie Rozum, ale jednostkowe doświadczenie (czasem zupełnie niepojęte) pozostaje jedynym pomostem miedzy tymi światami. Pomost nie jest konstrukcją symboliczną. Jest konstrukcją chybotliwą, ale podtrzymującą realny ruch, taki, który potrafimy opisać w kategoriach fizycznych. Ten, kto potrafi dostrzec takie przejścia staje się pontifex maximus, prowadzącym dalej niż to możliwe.

Na świecie dużo było Lyncha.
I świat miał z niego dużo. Przez moment, taki krotochwilny, miała go też Łódź. Miała cudownego Mistrza. Lynch wymyślił nas na nowo,



















































































































































































































