Tempo pojawiania się kolejnych komentarzy, artykułów, reklam odnoszących się do jednego epizodu z podobno nudnego meczu piłki nożnej jest godne uwagi. Najwyraźniej kultura, w jakiej żyjemy, jest dobrze skonfigurowana, czuła, szybko reagująca na okazje pozwalające na zwrócenie uwagi na własne produkty. To dobrze, jest to argument (argumentum ad populum, jak to na stadionie) świadczący, że żyjemy w zachodniej rzeczywistości, w skomplikowanych, długich łańcuchach symbolicznych znaczeń, w większości nastawionych na zysk, na pragmatyczną racjonalność. Łatwiej będzie nam poradzić sobie z próbami straszenia, że wszyscy możemy znów trafić w sam środek dantejskiego pejzażu, „w pół drogi” między Zachodem i Wschodem, raz jeszcze wylądować w środkowoeuropejskim bagnie, w którym ani się człowiek obejrzy a już stulecie minęło.
Uczmy się od lepszych, skoro drobny boiskowy gest staje się okazją do mówienia „o swoim”, zróbmy tak i my. Naszym produktem będzie Filozofia form symbolicznych (np. w świetnym tłumaczeniu Przemysława Parszutowicza). A nawet jakakolwiek lektura z tych napisanych przez Ernsta Cassirera o symbolach.
Zanim jeszcze nasi chłopcy zmierzą się w kolejnym meczu o wszystko z Albanią proszę w Cassirera kliknąć, chwilę mu poświęcić.
Gdyby nastąpił cud i kilkanaście procent ciężko pracujących Rodaków choćby „po łebkach”, zamiast reklam przed meczem, zapoznała się z uwagami Cassirera o dziwnych funkcjach symboli, żadne kolejne wybory nie musiałyby być – jak mecze kadry piłkarskiej – „o wszystko”.
Obecność cudu jest niezbędna, bo ani szkoła, ani uczelnie, pochłonięte niemal jak piłkarze bezpardonową rywalizacja, nie mają czasu na takie bezeceństwa. Cuda, na szczęście, się zdarzają nawet „w Polsce, czyli nigdzie”.