spopularyzowana za sprawą relacji z Wojny Krymskiej w połowie XIX wieku. Zachodnie media, duże redakcje stopniowo zapowiadają, że w trosce o zmniejszanie emisji gazów cieplarnianych będą emitowały tylko takie reportaże, które od reportera nie wymagają lotu samolotem. Zostanie więc reportaż podporządkowany transportowi lądowemu i morskiemu. Przy dzisiejszym nadmiarze źródeł dostępnych za sprawą internetu globalnie nie jest to żaden „informacyjny” problem. Nadal będziemy „na bieżąco” wiedzieli o wszystkim. W dłuższej perspektywie, w zestawieniu z ciągłą, lekko maniakalną, europejską troską o wiarygodność i bezpośredniość tego, co traktujemy jako wiedzę o świecie to jest znaczącą cezurą. W jeszcze dłuższej, odlotowej perspektywie, np. baroku, jest to wyłączenie powietrza spod kontroli przytomnego rozumu. Aer to zawsze był żywioł zdradliwy, chrześcijańska obawa w nim właśnie osadzała wszystkie przepoczwarzające się jak obłoczki dymu mniejsze i większe nieczyste duchy, w wolnych od psot metafizycznych chwilach zajęte cichym chichotaniem z niezdarności śmiertelników. Z punktu widzenia racjonalnej kontroli emisji gazów w epoce zasysającej i pobierającej wiedzę wprost z chmur latanie nie ma sensu. Pomruki o rychłej i technologicznie skutecznej polaryzacji i podziale jednego wspólnego „netu” na mniejsze intranety o wyraźnych granicach zasięgu jakoś się zharmonizują z sopranowym śmieszkiem. Harmonia mundi przetrwa bez problemu. Nasza zdolność do kompensowania niedoborów w otoczeniu jest o wiele większa, będzie wprost fantastycznie.
Obraz Marca Chagalla, Soleil dans le ciel de Saint-Paul, 1983;
Obraz Franciszki Themerson, Two Pious Persons Making their Way to Heaven, one propellered, one helicoptered, with a little angel below, 1951;
jakieś zamieszki, gdzieś daleko, za morzem.