Co dzieje się z wrażliwcami i maminsynkami z dobrego domu, kiedy napatrzą się na wojnę swoim bystrym, dziesięcioletnim wzrokiem? Wyrastają na twardych cyników.
W 1958 roku, już po odebraniu Nagrody Wydawców, dwudziestoczteroletni Hłasko w wywiadzie dla Polskiego radia mówił tak:
„Proszę Pani, człowiek rodzi się bez swojej woli, potem żyje bez przyjemności, umiera bez swojej woli. Czy to jest taka wesoła historia, nie wiem? (…) Ja nie jestem cynikiem, (…) to życie.”
Jak źle pójdzie doczekamy się nie tylko paru filmów, ale i serialu o Hłasce.
Taki na przykład Hłasko 1670? Trochę kostiumów, trochę przebieranek, sporo kwestii do kamery, prosto w oczy wywalonych, trochę filmowych dialogów „jak z Hłaski”.
Dyskretnie opalizujący cynizm na całym ekranie to całkiem solidny biznesowo plan w świecie projekcji.
Może aż tak źle nie będzie. Może jakimś cudem uda się, na przykład Andrzejowi Titkowowi (autorowi Pięknego dwudziestoletniego z roku 1986, https://www.youtube.com/watch?v=Es1DnbGvvJo), za czwartym razem zrobić film z, jak mówi, najgorszej powieści Hłaski – Sowa, córka piekarza.
W rozmowie z Tadeuszem Sobolewskim Titkow tak mówił o swoim sposobie pracy:
„Moim ideałem jest działanie bezpośrednie. Są filmy robione od zewnątrz, gdzie reżyser i kamera dystansują się wobec tematu, prezentują go. Ja działam (…) od wewnątrz.” (wywiad Tadeusza Sobolewskiego, „Kino” 2.03.1993).
Cynizm zaleca zbliżanie się co najwyżej na odległość kija do czegokolwiek na tym świecie.
Cynicznie mówiąc, mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Współczesny cynizm jest doskonale kiczowaty, w umiarkowanych dawkach świetnie relaksuje, jest prozdrowotny, kino go kocha, rocznicowe obchody zostaną zrealizowane.
Ale trzeba mieć nadzieję, że pójdzie na opak.
Po to czyta się Hłaskę.