Osiem miliardów. Z pewnością grubo ponad miliard spojrzeń wlepionych w piłkę. Dużo. Statystycy futbolu nie wystarczą, potrzebni są antropologowie i historycy cywilizacji potrafiący obserwować zmiany trwające dekady by zgadnąć gdzie doprowadzi nas łańcuch symboliczny, na którym jak breloczek dynda cały tak spektakularnie rozgrywany rytuał w Katarze.
Kiedyś będzie wyliczany jako jeden z symptomów przesilenia, przeniesienia uwagi poza ustalone w XX wieku horyzonty.
Kruszą się i zaczynają dryfować nie tylko lodowce szelfowe na dalekiej północy, odpływają w nieznane zakotwiczone od XIX wieku w Europie centra uwagi. Oprócz „globalnych łańcuchów dostaw”, o które tak się martwimy są jeszcze łańcuchy znaczeń. Te drugie decydują o tych pierwszych, tworzą kluczowe węzły sieci, w której żyjemy.
Wcześniej niż sądzimy doczekamy się potężnej wystawy w środku City, powiedzmy w Tate Modern, na której te afrykańskie biedapiłki będą występowały jako realne modele liberalnej utopii globalizacji.

Pozostaje literatura? Do czego potrzebna jest ta literatura?
Bo tylko ona może uratować Katar (choć końca jeszcze nie widać).
Katar o tym nie wie, FIFA ma to w nosie. Niech tak zostanie.
Tylko w opowiadaniu można wyobrazić sobie, że wbrew wszystkim umowom sponsorskim, kontraktom reklamowym, wbrew medialnie zrytualizowanej wściekłej rywalizacji ktoś do kogoś wyśle smsa. Pewnie w środku nocy, w szumie wentylacji. Ktoś prześle go komuś innemu. Wszyscy dziś drgają w sieci powiązań, to żaden problem. I po kilku dniach takiej partyzanckiej, chaotyczne, z klepki korespondencji gdzieś na uboczu, z dala od świeżo położonych trawników, pustych ścieżek dla biegaczy i rowerzystów, centrów prasowych, gdzieś, gdzie wieżowce nie wydają się tak wysokie i nikt nigdy nie powiesił ani jednego baneru reklamowego od stworzenia świata, gdzieś na brzegu pustyni zaczną grać.

Kto, z kim, kto przeciw komu – ustali się tak jak robi się to na wszystkich Podwórkach świata, w kilka sekund. Gra na piachu, gra z miejscowymi to żadna profesjonalna rozgrywka, to po prostu normalna haratanina w gałę. Powiedzmy, dwa razy po dziesięć minut, bo klimat robi swoje. Na początek wystarczy.
Resztę zrobią statystycy futbolu, jego zawodowi piewcy i znawcy. Żadnych zdjęć, tylko słowa, plotki, legenda, literatura. Podobno Nowe Testamenty zaczynają się od słowa.