Dajmy spokój Angielczykom. Pan Premier wyśle raport i my, tu na lądzie, już jutro będziemy mieli a clear overview of the current situation na zamieszkiwanym przez nas odcinku „wschodniej flanki”. Proszę tylko nieco uważać na rytuały polityczne.
W kraju tak nasyconym siłą poetyckiej wyobraźni łatwo można stać się częścią mitu i bardzo długo poniewierać się między ostrymi cieniami mgły. Nawet jak człowiek myśli (że myśli) pragmatycznie i korzysta z przysługujących praw.
Boris Johnson/PAP/EPA/ANDY RAIN niczym nasz poseł z Upity.
Profesor Joachim Śliwa szukając mumii (wiadomo, egiptolog musi) zestawił bardzo pouczającą i emblematyczną historię pośmiertną „posła z Upity” (dziś: wioska Upyté, niecałe 300 osób, tyle ile w jednym wieżowcu), który pierwszy w dziejach Rzeczpospolitej zerwał sejm. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że Władysław Wiktoryn Siciński, herbu Prawdzic, wyznania kalwińskiego, poseł z powiatu upickiego, który w sobotę 9 marca 1652 głośno powiedział: «ja nie pozwalam na prolongatę» był wyjątkowo skutecznym influencerem.
Dlaczego to powiedział już nie dowiemy się, pewnie, ot tak sobie. Przedsiębiorcy, ludzie czynu, biznesmeni wierzący, że gospodarka to jedyne co nas łączy, niech myślą, że to jakieś nie cierpiące zwłoki interesy Sicińskiemu kazały wracać na Żmudź, że musiał pilnie coś sadzić, orać, pędzić albo warzyć. W poniedziałek 11 marca marszałek, podczaszy lwowski Andrzej Maksymilian Fredro: „(…) wzywał dwukrotnie powiat upicki, sądząc, że Siciński protest swój cofnie, lecz poseł wyruszył już z Warszawy. Marszałek ogłosił więc zebranym i królowi rozwiązanie sejmu i wówczas rozległ się pod adresem Sicińskiego złowieszczy okrzyk jednego z senatorów: «Bodajby przepadł!» (inna, bardziej retoryczna wersja: „Bodajś z piekła nie wyszedł, któryś zrządził takie nieszczęście! Na co obecni odpowiedzieli: Amen! Amen!” (cyt.za: J. Śliwa Mumia Cziczinskasa czyli «trup upickiego posła», [w:] Vom „Troglodytenland” ins Reich der Scheherezade. Festscchrift für Piotr O. Scholz zum 70 Geburstag, hg. M. Długosz, Berlin 2014, ss. 295-309). Siciński aż do śmierci miał się dobrze, został wybrany posłem na sejm w roku 1659, podpisywał układ pokojowy ze Szwecją w Oliwie. Zmarł około 1672 roku i przez jakiś czas wszystko było dobrze.
Bez naiwności, sejm to polityczny spektakl, nie brakuje głosów, że „(…) zerwanie sejmu w 1652 było na rękę zarówno opozycji, jak stronnictwu królewskiemu. Dość niespodziewany sprzeciw Sicińskiego można uznać za przysługę, którą oddał ogółowi wcielając w czyn odczucia, których nie miał odwagi tak otwarcie zademonstrować nikt inny” (ibidem, s. 301). Dopiero „(…) w późniejszych czasach, kiedy sejmy raz po raz rwać zaczęto, kiedy liberum veto przypisano wszystkie nieszczęścia Polski, wtedy dopiero odgrzebano pamięć posła z Upity” (Ibidem, s. 300).
Tu pojawia się mit i wyobraźnia mitologiczna. Otóż sama polska (ok, żmudzka) ziemia nie chciała przyjąć szczątków Sicińskiego. „Nie powiodły się próby zapewnienia mu jakiegokolwiek pochówku, ziemia bowiem siedmiokrotnie miała wyrzucać go ze swego wnętrza, nie chcąc przyjąć tak niegodziwego człowieka”. (J. Śliwa, op. cit., s. 303). W „Tygodniku Ilustrowanym” w grudniu 1859 (nr. 15) ukazała się relacja (Władysława Malaszewskiego) opisująca przechowywane w Upicie zwłoki Sicińskiego. „Widzisz ciało żółte, jakby skamieniałe, postać prostą, wysoką, ręce na krzyż złożone, nogi wyciągnięte. Czaszka trupia łysa i żółta, z tyłu gęste ma kępy siwiejących włosów, oczy zamknięte, wypukłe, (…) wargi nad którymi są kępy wąsów, jakoś dumnie od siebie odsadzone, cała twarz nosi ślady urody”. Ciało Sicińskiego około połowy XIX wieku umieszczono w specjalnej skrzyni w kościele, a ostatecznie pochowano dopiero w 1864 roku. Profesor Śliwa zapewne słusznie domyśla się, że ciało posła (który miał zginąć nagle, od uderzania pioruna) pochowano w krypcie zboru w Upicie. Zbór kalwiński upadł w Upicie około połowy XVIII wieku i wtedy pewnie natrafiono na zabalsamowane zwłoki Sicińskiego, które otoczone złą sławą rozpoczęły widowiskowe i burzliwe „własne życie” w roli ludowego „upiora z Upity”.
Adam Mickiewicz w 1829 roku drukuje w Petersburgu poemat Popas w Upicie (opatrzony podtytułem: „Zdarzenie prawdziwe”): „Tam stało/Szkaradne, starożytne ciało./Nogi długie i czarne sterczą mu jak szczudła,/Ręce na krzyż złamane, twarz głęboko wychudła./(…) Twarz nawet właściwego nie traci wyrazu, (…); Dzikość, szpecąca żywych oblicze zbrodniarzy,/Zda się dotąd zamarła grozić z jego twarzy,/Dotąd zdradziecka radość w ustach się uśmiecha,/Gniew rozbójniczy w czole, nade brwiami pycha (…)”(A. Mickiewicz, Wiersze, Dzieła, t. I, Warszawa 1998, s. 191).