A więc wrzesień, jak niemal zawsze nieskalanie pogodny i Łódź znów pełną gębą, czterokulturowa (bezpośredni wtrysk, LPG, turbodoładowanie, katalizator, rzecz jasna). Łódź miastozabawna, miastozbawna (jak Babel i Babadak, ale jeszcze nie Berlin), świadoma wagi każdego swojego ruchu. W skupieniu jak prządka Parka celebruje każdą niteczkę swojej przeszłości. Na widnokręgu kolejne kongresy, festiwale, eventy. Wzmożenie.
A więc wrzesień, jak niemal zawsze nieskalanie pogodny.
Otwieramy się na różne kultury, osnuwamy jak babim latem. Przeczytajmy uwagę emigranta z 1955: „(…) jakież były możliwości porozumienia pomiędzy mną i Argentyną intelektualną, estetyzującą, filozofującą? Mnie fascynował w tym kraju dół, a to była góra. Mnie urzekła ciemność Retro, ich – światła Paryża. Dla mnie owa nie wyznana, milcząca młodość tego kraju była wibrującym potwierdzeniem moich własnych stanów uczuciowych i dzięki temu kraj porwał mnie jak melodia – czy jak zapowiedź melodii. Oni nie dostrzegali w tym żadnej piękności. (…) nie dostrzegali w tym żadnego atutu i ta argentyńska elita przypominała raczej młodzież potulna i pilną, której ambicją było nauczyć się jak najprędzej od starszych starszości. Ach, nie być młodością! Ach, mieć dojrzałą literaturę! Ach dorównać Francji i Anglii! Ach, dorosnąć, prędko dorosnąć! A zresztą w jakiż sposób mogliby być młodzi, skoro osobiście, rzecz jasna, to byli już ludzie w pewnym wieku, i ich osobista sytuacja kłóciła się z ogólną młodością kraju, ich przynależność do wyższej klasy socjalnej wykluczała prawdziwe zespolenie z dołem.” (W. Gombrowicz, Dzienniki 1953-1969, Sobota, 1955 ). Ach, prędko dorosnąć, czy kiedykolwiek chcieliśmy czegoś więcej? Ach, gdyby frekwencja czarterów z wycieczkami do ms3 przeskoczyła lecące do MoMa i Luwru w Abu Zabi!
Czy nasze kolekcje, nasze nagromadzone zbiory nie mogłyby być od razu dorosłe, prastare, omszałe od dojrzałości? Póki co eksperymentujemy z kurzem.