Gospodarka zassie każdą ilość w miarę wykształconych inżynierów. Wobec takiej powietrznej trąby, takiego wiru natychmiastowych potrzeb szansa, że jakaś uczelnia z rozpędu nazywana poli – techniczną zmieści w programie skromna ilość dywagacji nie dających się przełożyć na zestaw zadań/projektów do rozwiązania jest minimalna.
Będziemy jechać co najmniej do końca dekady na autopilocie zaprogramowanym w czasach Ernsta Kappa i lekko upgradeowanym przez Heideggera w Pytaniu o technikę. Czyli będzie to tradycyjna jazda bez trzymanki, ponieważ Kapp pisząc o filozofii techniki pod koniec XIX wieku (Grundlinien einer Philosophie der Technik. Zur Entstehungsgeschichte der Cultur aus neuen Gesichtspunkten, Braunschweig, 1877) mógł pisać, że narzędzie, przyrząd jest tylko udoskonaleniem i wzmocnieniem działania naturalnych wzorców ludzkiego działania. Mógł nadal pisać tak, jak myślano kilkaset lat wcześniej. Soczewka przedłuża zasięg oka, dłuto jest projekcją działania ręki, a automobil (już niedługo) będzie przyspieszeniem sposobu poruszania się.
Kiedy Heidegger zastanawiał się nad techniką było oczywiste, że wydostała się ona poza imitowanie wzorów naturalnych. I czort wie co jest jej celem, poza oczywistym wspomaganiem przyspieszonej akumulacji zysku. To, co technika wytwarza jest dziełem technicznej pracy szeregu innych maszyn i w jej – dość dla nas nieprzeniknionym – wnętrzu trzeba by szukać wzoru, czy może już celu – telos takiego wytwarzania.
Anegdotycznie, na poziomie zlikwidowanego gimnazjum i jeszcze istniejącej „klasy średniej” można to zobrazować prosząc o ustalenie proporcji między powierzchnią kadru filmowego zajmowaną przez Chaplina i maszynę w scenie, kiedy komik zostaje wessany do wnętrza taśmy produkcyjnej (Dzisiejsze czasy, 1936). Wszyscy, nawet najbardziej liryczni poeci ten kadr kiedyś widzieli, więc zadanie wydaje się łatwe. Ciało musi się dopasować do przestrzeni i ruchu o jakim decyduje „logika” budowy maszyny. A jak ktoś słabo liczy, niech po prostu rozpozna, kto w tym transhumanistycznym duecie jest passiv, a co activ. Ciągłe opowiadanie o znaczeniu ergonomii, rozbudowanej analizy potrzeb, designu skierowanego na użytkownika unosi się na powierzchni warstwy kultury, żyjąc w której tylko przez pewien czas można odmawiać posługiwania się techniką, z której już korzystają inni. Wykluczenie cyfrowe to jeszcze świeży przykład takiego samowytwarzającego się społecznego przymusu dopasowania do funkcji i działania wytwarzanego przez maszyny. Być może nie maszyna jest kluczowym nośnikiem dla techniki, a każdy system zapisu znaków. Czy nie dlatego ciągle wracamy do opowiedzianego przez Sokratesa w Fajdrosie dialogu między królem Tamuzem i jednym z dawnych bogów, Teutem?
„(…) koło Naukratis w Egipcie mieszkał jeden z dawnych bogów tamtejszych, któremu i ptak jest poświęcony, nazywany Ibisem. (…) powiedział Teut do Tamuza: „Królu, ta nauka uczyni Egipcjan mądrzejszymi i sprawniejszymi w pamiętaniu; wynalazek ten jest lekarstwem na pamięć i mądrość”. A ten mu na to: „Teucie, mistrzu najdoskonalszy, jeden potrafi płodzić to, co do sztuki należy, a drugi potrafi ocenić na co się to może przydać i w czym zaszkodzić tym, którzy się zechcą daną sztuką posługiwać. Tak też i teraz: Ty jesteś ojcem liter; zatem przez dobre serce dla nich przypisałeś im wartość wprost przeciwną tej, którą one posiadają naprawdę. Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje, bo człowiek, który się tego wyuczy, przestanie ćwiczyć pamięć, zaufa pismu i będzie sobie przypominał wszystko z zewnątrz, ze znaków obcych jego istocie, a nie z własnego wnętrza, z siebie samego. Więc to nie jest lekarstwo na pamięć, tylko środek na przypominanie sobie. Uczniom swoim dasz tylko pozór mądrości, a nie mądrość prawdziwą. Posiędą bowiem wielkie oczytanie bez nauki i będzie się im zdawało, że wiele umieją, a po większej części nie będą umieli nic i tylko obcować z nimi będzie trudno; to będą mędrcy z pozoru, a nie ludzie mądrzy naprawdę.” (Fajdros, 274 e, 275 a).
Technika genialnie komunikuje, zwiększa zasięgi, ułatwia odbiór i nadawanie. Robi to tak rewelacyjnie, że zapominamy języka w gębie. Dobry fachowiec, profesjonalista prawdziwy, wiadomo, małomówny w robocie jest, skupiony na dłubaniu przy „znakach obcych”, pochłonięty czymś niezrozumiałym. Kryptograficzność techniki dawno już przekroczyła naiwne zagadki Sfinksa. Ze Sfinksem łączy technikę nadal to, że jeśli nie odpowiemy na stawiane przed nami przez maszynę wyzwanie nie ujdziemy z życiem.