Majówka! Nogi same niosą. Te nasze podróże prawie zawsze są wyśnione. Podróże wymyślone bez otwierania oczu. Podróże na ślepo?
Takie, jakie z błahego powodu spadły na Odyseusza i przez dekadę niosły z jednej przygody w kolejną, ale nie w stronę domu. Podróże przez miejsca, z których mało kto zdołał wrócić, jak na przykład narkotyczna kraina Lotofagów.
Cóż, przy dzisiejszym (deklarowanym) poziomie fizycznej dziarskości – czemu nie? Z dobrym sprzętem, w dobrym towarzystwie dotrzemy wszędzie.
Co więcej, podróże najkrótsze zawsze wymagają głowy. Nawet takiej, jak Homera, głowy nic nie widzącej. Ekwipunek, towarzystwo, finanse, planowanie – tak, to wszytko jest dla dobrych podróży ważne, ale nie wystarczające.
Trudno jest określić element brakujący. Może to dana tym, którzy nie widzą oczywistości, wrażliwość na znaki, na bardzo dziwne, niezrozumiałe, z pewnością obce znaki.
Kiedy się ich nie boimy, kiedy podchodzimy bliżej, żeby spróbować zrozumieć, co mają dla nas znaczyć zaczyna się kolejna podróż. Każdy z nas to potrafi, nawet na bosaka. Z zamkniętymi oczami.
Ingres malując dosłownie wielką (386 x 515 cm) Apoteozę Homera zmyślał prawie tak samo, jak Homer.
Równocześnie nie mógł pominąć solidnego przygotowania, nie mógł ryzykować uwag, że Apoteoza jest źle namalowana, nawet jeśli dziwacznie zmyślona. Stąd tak szczegółowe studia cielesności Homera w Luwrze, cielesności, która dla swobodnych podróży nie ma pierwszorzędnego znaczenia.