Dotyk wyprzedza inne zmysły. My, od dawna doskonale dorośli, chętnie o tym zapominamy. Choćby dlatego, że łatwiej wtedy żyć samemu, a to przydatna umiejętność. Kiedy jednak sięgniemy pamięcią do tego, czego w żaden sposób pamiętać nie potrafimy, do własnego zjawienia się w tej bajce hierarchia bezpośredniości wraca. Bez tamtego zapomnianego dotyku nie byłoby nas i naszej zdumiewającej zdolności do obserwowania każdego, ledwie dostrzegalnego niuansu na granicy horyzontu. Z tej umiejętności zrobiliśmy wiele wyrafinowanych sztuki i nauk, które potrafią każde nowe doświadczenie przybliżyć, sklasyfikować, uwyraźnić. Wszyscy ciężko pracujemy, żeby opasujące nas horyzonty rozpychać, rozluźniać, rozszerzać, dzięki temu świat się kręci, a nawet, jak wierzą optymiści (na Zachodzie), modernizuje i ulepsza. Kiedy przestajemy pracować zjawia się chwila niepewności, najprostszej, dosłownie: odruchowej, co robić z ręką? Czego dotknąć, bez wyraźnego celu, bez przekonania, lekko niepewnie, a jednak dotknąć. To najbardziej prywatne chwile, w których znikają abstrakcyjne horyzonty a wszystko jest tym, co czujemy przez skórę.

Znamy wiele kodów kulturowych, które w tak pretensjonalny sposób, z dziecięcą naiwnością „dobrej poezji” opowiadają o bezpośredniości istotnych relacji międzyludzkich. Na przykład historia Niewiernego Tomasza, trochę nie nadążającego za bystrymi kolegami z zespołu – bezpośredniego wsparcia tego, co radykalnie nowe. Nie ma jeszcze ikonografii, która prezentowałaby do jakiego stopnia jest zachwycony możliwościami dotykania, gładzenia tych wszystkich gładkich ekranów, które non stop prezentują nam najświeższe informacje o najdalszych horyzontach, najgłębszych skaleczeniach, najświeższych ranach. Dotyk także dotknęło zwalenie się na nasz świat potopu obrazów i słów transmitowanych nonstoponlinelive. Ktoś z Was nie dotykał dziś do telefonu, terminala, truizmu, by zatrzymać się tylko na jednej, tytułowej dla transformującej świat Technologii litery: T?