Są dwie możliwości: albo algorytm odpowiada za całość zmian wobec oryginału, albo treść zmienionego przemówienia ułożył człowiek. Ta scena jest pochwałą kunsztu retorycznego (Ars rhetorica). Jest umieszczoną w groteskowej scenografii wymyślonych znaków i rytuałów sceną narodzin (wprost z niczego) kultu, fanatyzmu, porywu zmyślonej jedności (Ein Volk, ein Reich, ein Führer).
Jest szyderstwem z fetyszystycznego stosunku do „aktów komunikacji”, do „protokołów komunikacji”, bez których ład współczesności jaki znamy znikłby w mgnieniu oka.
Powyższy komentarz odnosi się do sceny przemowy filmowego Dyktatora (Adenoid Hynkel, z zawodu wyuczonego: „a simple Jewish-Tomainian barber”, żyjący w filmowej Tomanii) z filmu The Great Dictator w reżyserii Chaplina z 1940 roku. Do 10 maja był to rok względnego spokoju (dziwnej wojny) po lekko niepokojących wydarzeniach gdzieś daleko na wschodzie Europy.
Kto nie widział, niech nie odkłada na później, tylko obejrzy latem 2024.
Scena, do której zaprowadzi Was link (https://www.facebook.com/share/FpFLjdUPJZzPLSzW/ ) została zmontowana, utkana i wyświetlona przez dzisiejsze maszyny i algorytmy AI, których zaczynamy się bać. Jak widać, rzeczywiście żyjemy u schyłku epoki naocznych faktów.
Scena na oko ta sama, a jest przeciwieństwem oryginału z 1940, jeśli chodzi o treść przemówienia. Reszta i tak jest bez znaczenia, to tylko marionetki, zasłuchani, obwieszeni śmiesznymi znaczkami pozoranci. Taki pacynkowy dwór wyrasta błyskawicznie wokół każdego silnego dyktatora, nawet na glebie żyznej demokracji. Dobrze o tym pamiętamy, stąd taki nacisk na znaczenie abstrakcyjnego nawet prawa.
Znajdźcie chwilę i obejrzycie oryginał, jak i prowadzącą w przeciwną stronę maszynową przeróbkę. Możliwości technologii zmieniania dowolnych strumieni obrazów i dźwięków lekko oszałamiają.
Powinniśmy być ostrożni, powinniśmy przyglądać się nawet lekko podejrzliwie prawu, które ma mitygować możliwości maszyn, zwłaszcza tych retorycznie bezbłędnych, potrafiących już zmieniać to, co tak „świetnie pamiętamy”. W końcu prawo też ustalamy pod wpływem retorycznych argumentów.
Jeśli uznacie, że ta druga możliwość – ułożenie przemówienia przez człowieka – nie jest zła: mamy szansę, damy radę, zaadaptujemy się do wymuszonego przez technologie tempa zmian naszego środowiska życia.
Kto wie, może nawet pozostaniemy „panami sytuacji” w XXI wieku? Choć to akurat marzenie trochę jak z czarnobiałego filmu o dyktaturze. Śladem po ludzkiej obecności może być zdanie o „nie moim interesie”, to bardzo dla naszego gatunku charakterystyczna fraza. Póki co, maszyny i algorytmy nie mają zielonego pojęcia, co jest w ich interesie. Prawda?