choć ekran był naprawdę duży (nawet jak na standardy Atlasa). Nie sprzedawaliśmy chipsów, nie zasiedliśmy przed ekranem. W ramach abonamentu igrzysk się nie udostępnia. To był zaledwie skromny pokaz w naszym mieście. Demonstracja.
Zresztą nie chodziło o to, jak dużą i wypasioną wersją ekranu dysponowaliśmy. Szybko dotarło do nas, że wpatrujemy się, że wszyscy razem wpatrujemy się w to samo lustro. To bolesny, a jeśli trwa za długo – bardzo niebezpieczny rodzaj spojrzenia.
Ludowa mądrość zawsze przypominała, że „złe oko” to początek kłopotów. Co robić, kiedy zaczyna do nas docierać, że takie właśnie oko dostrzegamy nie na ekranie, ale w lustrze?
W takim obrazie nie ma co szukać zapowiedzi następnego – jeszcze ciekawszego – sezonu, jest tylko ten sezon. Jest trudne i niebezpieczne teraz.
Lekko obłudnie martwimy się o dzieciaki siedzące przed ekranami… czy wiemy co mamy zrobić (sami ze sobą) nie potrafiąc uwolnić się od gapienia w lusterko? Zbliżamy się do momentu, kiedy nie będzie można dłużej udawać, że radzimy sobie z obrazami.
Dawno temu egzotyczna corrida i przysłowiowa „płachta na byka” opisywała ten rodzaj spektaklu, który przy niewielkim za-gapieniu kończy się ciosem w brzuch i wypruciem flaków. Czy oby jesteśmy gotowi na taki narodowy występ? Czas poszukać ochotników. Olé!