W filmowej Łodzi z Atlasem Sztuki z uwagą śledzimy Homera i Bonda. Dawno, dawno temu w epoce podobno ślepego Homera słowo: skopos (σκοπός) oznaczało „strażnika, zwiadowcę, wypatrującego nadzorcę (Iliada, 2, 792), albo cel łucznika (Odyseja, 22, 6). Potem już w refleksji filozoficznej stało się terminem określającym cel działania (Platon, Politeia, 452e).
Minęło parę tysięcy lat i zmieniło się niewiele. Wciąż jesteśmy zwierzętami okulocentrycznymi. Kult bystrego wzroku, celnego oka określa nasze zachowania i fascynacje. Być „trafnym”, być „celnym” znaczy dokładnie to samo co być skutecznym, być potężnym. Z tego właśnie powodu ktoś, kto ma prowadzić innych, kto ma być przywódcą nazywa się: epi-skopos. Choć doprawdy trudno wskazać o jakie to zaświatowe trofeum może chodzić w tym przypadku.
Prosta jak strzała linia bezbłędnego wzroku łączy zaskakująco chaotycznie porozrzucane w kulturze motywy i obrazy. Trzeba się wysilić żeby utrafić w ich sedno.