Święta, ich długa, mechanicznie, rytualnie powtarzana tradycja, tak stara, że nie pamiętająca już, co właściwie odróżnia chronos od aionu i kairosu, skoro wszystkie trzy słowa nazywają czas, unieważni próby pokazania, że sytuacja jest wyjątkowa, nadzwyczajna, dramatyczna.
Święta są w tym aspekcie jawnie niesprawiedliwe, sprzyjają atakującym, wprowadzającym zmiany. Święta uspokajają, otulają, nucą: lulajże, lulaj.
W święta dowolnie wielką grę ogląda się z większym dystansem, w sytym zamyśleniu.
Jeśli gra was wciąga, jeśli identyfikujecie się z kimś grającym, przygotujcie się na baaardzo długą, mimetyczną relację z rozgrywki. Będzie takich pasm – zdarzeń, przyczyn, skutków, perypetii, epizodów – tyle, ile grających. Nie da się z nich spleść czegoś spójnego. Tak, jak nie sposób grać na szachownicy, na której zamiast białych i czarnych pół jest jednolita, gładka, szaro-niebieska płaszczyzna.
Na grafice z lewej widzimy najbardziej znaną wideo instalację TV Budda Nam June Paika, z prawej – XV-wieczne malowidło w Täby autorstwa Albertusa Pictora, które zainspirowało Ingmara Bergmana do umieszczenia sceny rozgrywki między Rycerzem i Śmiercią w starym czarno-białym filmie, kiedyś dawno „puszczanym” w święta w telewizorze.
Leonardo da Vinci, Adorazione dei Magi, 1481, Uffizi
Rzeczy ważne są proste, bardzo proste. Proste jak kolumna. Na nich opiera się wszystko dookoła. Bardzo rzadko zdarza się nam widzieć je wyraźnie, „twarzą w twarz” (1 Kor 13,12).
Może jednak w Wigilię, w Święta?