Decyzja Komitetu Noblowskiego o tak rozsądnym przyznaniu w tym roku Nagrody Pokojowej może być świetną okazją dla architektów, designerów, deklarujących zawodowe zainteresowanie pięknem by lepiej zrozumieć na czym polega problem z posługiwaniem się symetrią, szukaniem równowagi i harmonii. Dopiero co skończyło się w Łodzi konferencja Pięknu architektury poświęcona.
Wszystkie wspomniane cechy z pięknem tradycyjnie łączone widać w decyzji by „salomonowo” nagrodzić Białorusina, jedną organizacje z Ukrainy i jedną z Rosji. Aleś Bialacki swoje odcierpiał i jest dzielnym człowiekiem, zasług Memoriału dla rosyjskiej świadomości historycznej nie sposób przecenić a i ukraińskie Centrum Wolności Obywatelskich przez kilkanaście lat swojej działalności też sporo zrobiło.
Kłopot wynika z tego, że zebrane razem zamiast się wzmacniać wybory te lekko się unieważniają. Symetryczne obdzielenie uwagą wszystkich krajów gdzie „coś się dzieje” jest nieznośnie paternalistyczne. Bardziej ujawnia potrzebę zachowania dystansu wobec wschodnioeuropejskich słowiańskich niezrozumiałości niż chęć docenienia odwagi i uporu.
Paternalizm, wynikający z niezachwianego przekonania, że dysponuje się ustalonymi i słusznymi kanonami, wzorami, teorią towarzyszy też każdej dyskusji o pięknie. Tymczasem jedną z najbardziej oczywistych cech współczesności jest to, że piękno nie wynika tylko z poprawności czy harmonijnej zgodności z zasadami. To się w XX wieku zmieniło bezpowrotnie. W znacznej mierze za sprawą szaleństwa wojny powszechnej. Piękno dorosło i nie potrzebuje kurateli wszystkowiedzących podtatusiałych kuratorów o politycznie zrównoważonych poglądach.
Stawką tej wojny jest wolność, wolność jako coś z istoty niepoprawnego. Dlatego tak silne (choć krótkotrwałe) jest odczucie piękna w chwilach kiedy dostrzegamy, że ktoś, nawet za straszną cenę wolność zyskuje. Nie jest to moment „wyważony”, uzgodniony w szczegółach z otoczeniem, i rozsądny politycznie. Z tego wynika głęboki dysonans między zamiarem a brzmieniem tegorocznego werdyktu dostojnego Komitetu w Oslo. Także w dziedzinie fizyki.
Nierówność Johna Stewarta Bella ma swoje lata, pochodzi z 1964. Za sprawą tegorocznej nagrody Nobla w fizyce będzie miał teraz swój popkulturowy kwadrans sławy.
Co wynika z eksperymentalnego potwierdzenia, że nasza intuicja i odczucie rzeczywistości nie są zgodne ze światem sił elementarnych, decydujących o kwantowej warstwie rzeczywistości, na której nabudowana jest warstwa makroskopowa, w której żyjemy?
Co wynika z tego np. dla chowających się teraz przed ostrzałem, usiłujących trafić wroga? Nic, nic bezpośrednio.
Efekty kwantowe nie decydują na polu walki, topią się w błocie jak wszystko dookoła. Kolorowe kulki o których opowiadają fizycy nie mają nic wspólnego z mechaniką kul lecących w naszym kierunku.
Natomiast nadal nie wiemy czy stan walki, stan ciągle zdarzający się w historii (która od tysiącleci wyraża swoje retoryczne zdumienie tym stanem) nie jest upiornie toporną, atawistyczną i mimetyczną inscenizacją kwantowej nierozstrzygalności.
Nierozstrzygalności, której nie potrafimy zaakceptować, bo burzy każdą stabilną hierarchię.