Jasne, polityka zawsze i zapewne wszędzie była spektaklem, nieznośną czasem teatralizacją wszystkiego, co się nawinie.
Nasz kłopot, teraz, zimą 2024 polega na tym, że teatralizacja objęła też prawo.
I usiłuje również w tym obszarze upowszechnić spektakularnie emocjonalne zachowania.
Oklaski, gwizdy, buczenie – cała teatralna, ludyczna bezpośredniość zaczynają wypierać prawną argumentację. Na niewiele przydaje się przy takiej teatralizacji umiejętność czytania między wierszami, wychwytywania prawnych niuansów, odwoływania do tekstu.
Jeśli ten proces się upowszechni, będziemy znów dumni z naszej teatralnej awangardy, choć nie będzie to eksperyment tani.
Theatrum mundi to zwrot opisujący rzeczywistość bardzo wielu kultur, pasujący do tego, co dzieje się w wielu krajach. Dlaczego jednak nas spotyka taka gratka, że najnowsza premiera w naszym kukiełkowym teatrzyku mediów wygląda jak awangardowa synteza dwóch bajek: Frankensteina i Wielkiej zagadki misia Uszatka? Śmiać się czy płakać?
Nie wiadomo, tym bardziej, że liczne są głosy krytyki, uznającej, że naprawdę chodzi w tym spektakularnym galimatiasie o Czarcie gry.