„strategię marketingową”, a może nawet kampanię wyborczą. Da się nim do woli po(d)wozić, potrzebna jest tylko odpowiednia mobilna appka i nawyk obsypywania każdej mijanej sytuacji gwiazdkami wprost ze szczerego serduszka.
Taki zwrot, kiedy już wyrośnie i rozpozna go jako słowo kluczowe administracja i lokalni producenci prawa, może nabrać poważnego znaczenia. Wtedy nawet spore miasto w biały dzień można nim zaciągnąć na pobocze. Brzmi dziwnie, ale widzieliście jak traktor ciągnie czołg? Nie? Koniecznie polajkujcie! Można całe miasto zaparkować na takim rodzaju pobocza (ubocza?) jaki lubi aktualnie klikający w appkę.
Oczywiście z racji rodo nie można oczekiwać by klikający musiał ujawniać tak bezpośrednio osobowe dane jak własny gust czy wyobraźnię. To byłoby opresyjne, nielegalne, może nawet lekko wykluczające. Słowo: normalne musi nam wystarczyć i już! Po prostu trzeba w to słowo uwierzyć. Wiara miasta przenosi, jak mówi pismo.
Właśnie pismo, czasem dla oddechu w wakacje warto zająć się czymś prostym, nie tak zagmatwanym jak zagadnienia urbanistyki i planowania życia wspólnego.
Może literatura? Gdzie w literaturze znaleźć można taką zgrabną frazę: normalne miasto? Ano nigdzie, może w kryminałach, komiksach. Literatura jako fenomen życia wspólnego zawsze pokazuje jakieś miasto. Groteskowo je często zniekształcając dla zabawy lub „literackiego efektu” (cokolwiek to znaczy). Literatura nie zadawala się z doskonale pustym: normalne.
Normalna literatura zawsze zaczyna się od zdziwienia, jak obce, niezrozumiałe lub fascynujące jest to co dookoła.
Normalne miasto to takie bardziej podobne do Macondo, Oranu, Dublina (np. w połowie czerwca)? A może ciut bardziej odjechane, zaczepione gdzieś pomiędzy Łodzią fabrykantów a Elsynorem, czy białymi murami Ur a Miastem Słońca Campanelli? Literatura nie rości sobie praw, nie stanowi prawa, cała jest z niebotycznego zdziwienia, i być może dlatego bywa jedyną wspólną przestrzenią w jakiej da się wytrzymać, nawet mieszkając obok siebie.