Za ich przekład odpowiada Joanna Krenz. Jak piszą krytycy, poezja Yang Liana łączy zachodnią, modernistyczną wrażliwość z niemal szamańską, chińską tradycją, stając się pomostem między kulturą Zachodu i Wschodu.
Bezosobowy śnieg
无人称的雪
1.
Śnieg suchy pośpieszny naśladujący ludzkie uniesienie
zwierzęcy zmierzch i świt
śnieg na drobnych łapkach pnie się po gałęziach drzewa
delikatny szkielecik
szklany szkielecik hartowany w potężnym ogniu
śnieg zawsze dotkliwie brzęczy w uszach
długo po tym jak ustanie
co może zmarły pamiętać ze śmierci
sekretnie rozsypane srebro wewnątrz ciała
tysiąc ciężarnych kobiet rodzących w niebiosach
zziębnięte sieroty powite bez zezwolenia
bladoczerwona drabina ciała wiedzie na maleńkie poddasze
na stryszek białej nocy gdzie przechowuje się zwłoki
nie istniejesz to dlatego twoje dni przez cały rok toną w śniegu
2.
Na ośnieżonej ziemi od horyzontu do horyzontu ślepcy nie widzą
wiersza który umarł w hotelu
ani doliny w której rozmnaża się złowieszcze światło
wszyscy oni pod jednym urwiskiem pozbawiani są cieni
zmieniają się w zabiedzoną igłę słonecznego zegara w ogrodzie
śmiechem obmywają stopy
używają zdobnych naczyń misternie skleconych przez martwego ptaka
na pikniku łapczywie chłepcą czerwoną wodę źródlaną
ze strumyka wydzielin z ciał ślepców w południe
nie widzą turysty z wiersza
leżącego nago na hotelowym łóżku
nie trzeba się wcale zapaść by wniknąć w głąb śnieżnej lawiny
3.
Gliniana lampka to twój podarunek dla mroku
przy dźwięku ocierających się o siebie kropel deszczu
rodzi się śnieg w twoim imieniu
śnieg znaczący twoje ciało tatuażem
ból uwalnia więzione od lat w kamieniu ptaki
jeden ptak to jedno słowo ale ty nie masz słów
śnieżyca to wiszący cmentarz na dachach miasta
nawet anioły w gniazdach liżą rany
jak złote bestie przycupnęły w dawnych dniach
człowiek co wyszedł na jaw z wody w wodzie musi zniknąć
śnieżyca jest muzyką przebrzmiewającą przez śmierć
po codziennej śmierci imienia
odsłaniasz ciało którego człowiek nie może dotknąć
i każesz się dotykać niebu
od śniegu do krwi muskając każdy z ognistych języków
aż do chwili gdy ciemność zwraca nie wiadomo czyj czas
4.
Noc jak myśl szaleńca dobija się
do naszych czaszek zmusza do konfrontacji
z niebezpiecznym śniegiem nadchodzącym z nieistniejącej dali
jest jak koń cwałem pokonujący górę przy świetle dwóch gwiazd
przywiązany postronkiem do pala wbitego w letni wieczór
słychać duchy polewające wodą księżyc by go obmyć
słychać kłamstwa grobów wychwalających ludzki kunszt
wszyscy jesteśmy śniegiem osuwającym się z gór
z urodzenia bezosobowi bez liczby i rodzaju beztrosko szastamy śmiercią
kiedy noc na łożu choroby roztrwania nadzieje
w wiosce szaleńców rozlega się lutnia
płoną nieśmiertelne świece dzwony ronią łzy
garbaty step o białych kościach zrzuca dzienne szaty
a my zamarzamy na kamień
5.
W tę dolinę nie wolno się zapuszczać
podobnie jak do twojego wnętrza na ten strych białej nocy
kiedy śnieg cię zaprasza rośliny milczą
horyzont jest jak wino wylewane za kołnierz ciemności
by zapłonąć w innym miejscu
kiedy śnieg cię odtrąca tracisz kolor
jastrząb który przysiadł w twojej ranie zaczyna cichutko kwilić światłem
powoli pożera cię skała
a twoja płeć rozbłyska niespotykanym wcześniej blaskiem
stajesz się jedyną niemożliwością
śnieg całego życia opadł
na strychu białej nocy zaciskają się szczypce
w efemerycznych snach ptaków niebo raduje się beznamiętnie
słodkie gruszki na piersiach dziewcząt staczają się
w porę deszczową odgłos deszczu ściga cię po szlakach twych wnętrzności
nagi człowiek jest płatkiem śniegu niczym więcej
biel w dolinie razi w oczy
idziesz już od tysiąca lat i nadal nie udało ci się przemierzyć tego pokoju w którym cię nie ma
6.
Ludzie żyjący w czasie wiedzą że czas nie jest czasem
kamień sam w sobie jest wierszem
cień przerzeźbia się w ławeczkę na brzegu rzeki
co roku w czerwcu trawy recytują tu
śnieg srebrną księgę umarłych
podczas gdy ostry pędzel z włosia i kolczastego drutu niestrudzenie kreśli pejzaże
Ubłocone buty do trumny
papierowe kajdanki napawają skazańca trwogą
te słowa stają się błędami w momencie ich spisywania
znaki wyryte na urwiskach zjeżdżają wykolejonym wyciągiem
dzień po dniu obracają się w proch
w wyobrażeniach realniejszych niż śmierć
śnieg jest spacerem jednym jedynym nie do powtórzenia
czerwiec gnije chóralnie dzwonią dzwonki na ciałach umarłych
wszyscy ludzie podzwaniają dzwonkami wypełniającej się w tym momencie samotności
umierają realniej niż wyobrażenia
śnieg nazbyt się już oddalił niechybnie grzebie wszystko
Przy grobie Tranströmera
在特朗斯特罗默墓前
Zamarznięte północne morze przysiadło się do mnie na kamiennej ławeczce
Oko w oko z grobem pozostawiając po sobie chłodny bursztyn
Śnieżyca podąża za trzaskiem lodu przeorywanego
Przez dziób łodzi słyszę leworęczną melodię
Rozbrzmiewającą coraz wolniej i wolniej z mozołem składany podpis niczym linia brzegowa
Zawisa w powietrzu świeczki i białe róże jakby dopiero co
Wynurzyły się z odmętów morza epitafium przerywa ciszę pytaniem
Tomasie dokąd nas zaprowadzi ta poetycka pedanteria?
Marszczysz brwi i patrzysz na mnie
Jakby przez moje oczy przebiegał horyzont wody ostatecznie
Ktoś musiał zostać by nocą dalej przemierzać twoje zwielokrotnione morza
Tomasie marcowa gleba jest miękka tablica nagrobna
nieruchoma jak żagiel w bezwietrzny dzień dokąd nas zaprowadzi
milczenie wyspy Runmarö? Monika odczytała
parę kryształowych spojrzeń w cofającej się fali
przed kamienną ławeczką kamienne molo nadaje semaforem
żale Schuberta odfiltrowują nieczystości całego stulecia
zlewając się z żalem mgły żalem estuarium śnieżna biel
rozciąga się na przeciwległy brzeg poruszenie wody wiemy że pod warstwą lodu
ty też się poruszyłeś nowa opowieść dociąża balast łodzi
Zuryski łabędź
一只苏黎世的天鹅
Według niego szczęście przybiera formę elegii
Lgnie do nieznanego sobie piękna
Roztańczona woda która spała udawanym snem przez siedem wieków
Rzuca przelotne spojrzenie człowiekowi na kamiennym mostku
Według niej to czego nie da się odzyskać trzeba przeżuć kęs po kęsie
Pod pachami znów piętrzy się śnieg
Pomarańczowy dziobek wychyla się raz po raz w stronę znanego zdawałoby się brzegu
Żarliwość ciała żarliwość porzucania
Drżące pióro choćby nie wiem pod iloma śmierciami się podpisało
Pozostanie pojedyncze powiedział on stojąc na powierzchni wody
Ona dostrzegłszy w chłodnym lustrze odbicie jednego jedynego łabędzia
Trzepocącego podwojonymi skrzydłami powiedziała słońce już się trawi
Piękno palców tkwi w zaciskaniu się wokół zagubienia
I przeciekaniu błękitu z ludzkiego wnętrza na tle którego tym bardziej oślepia srebrny łańcuch
Uformowany we własny splamiony krwią ornament
Potwierdzający dzikość ptaka elegijny spokój
Teatr cieni
影戏
Ból podobnie jak piękno jest celem sam dla siebie
Ściana to scena po której przechadza się kot
A taniec rozwrzeszczana feeria kolorów
Ręka zza kulis strąca zachodzące słońce między cieniami
Zakochane narządy zaciskają się wokół pisku nietoperzy
Rozstanie zmierzch baraszkuje na poduszce dłoni
W kocim oku momenty przeskakują raz za razem
Ojczyznę wycięto
Pozostał po niej tatuaż rany
Postać bez końca oskórowywana staje się dramatem
Światło lampy oskórowujące wieczorną zorzę wyłapuje obróconą bokiem rzeczywistość
Cienie niechlujnie narzucają na siebie ludzkie charaktery
Codziennie zaszywa się tu dziury po wybuchach śmiechu pod kocimi pazurami
Zachody słońca liżą swoje rany
Trzymając się pod ramię wchodzą w czerń aplauzu i zasypiają przytulone do podarków
Anty-requiem
反安魂曲
– dla mojego młodszego brata Yang Yue, który zmarł 14 grudnia 20221
Zaświaty są nieskończenie przepastne ale czy dusze mogą odnaleźć tu odpocznienie?
Żadne narzędzie nie wypowie tego chłodu wydrążony dzień pustką zieje2
Bracie wtopiłeś się w bezbrzeżny tłum
Kolejny samochód pędzi z przeraźliwym wrzaskiem to przyspieszenie
W ślepej uliczce SOR-u niechybnie się wykolei
Obnaża niezliczone końce oczy w których zgasł ruch
Bracie gdzie utknęły najmniejsze z słów wypowiedzianych przedśmiertnie?
Z ostatnim tchnieniem wyrzucona sucha flegma
Ile żyć zaczopowała? Płachta prześcieradła się rozścieła
Jak morskie dno obrysowując kontur ciała
To wymizerowanie rok 1960 agonalnym jękiem rozdziera
Ta głucha cisza przez niedomknięty rok 2022 przecieka
Twoja cienka lina z obu końców zerwana
Kropla wody nie z morza całą słoność morza w bezradnym uścisku zawiera
Bracie śmierć nie boli to klęska rodzi cierpienie
Cała połać nagle wymazana przepastną pustką z niej wieje
przesiąknięta zapachem leków na który przyszłość nie znajdzie remedium
Wasze zatrute losy zwane pieszczotliwie tragicznym wydarzeniem
Oślepiona zima na postronku trzymanym w nie wiedzieć czyjej ręce
Nie wiedzieć przez kogo okładana batem utknęła w niemożliwym odrodzeniu
Diabeł i Yama3 w ludzkich ciałach zstępują na ziemię
By pozamykać ulice w całym mieście
Odciąć ścieżki życia ścieżki śmierci zatamować każdą kropelkę
Upływającej krwi między piekłem a piekłem czerń i biel są tym samym
Hańba słów w oczach matki opada śniegiem
Noce Wuhanu Jiabingou4 Syberii
Biel i czerń to jedno bracie choroba podstawowa zwie się naszymi czasami
Na moście między światami5 przypięte kłódki nadciągających tragedii
Zerowy sens połyka kolejne zerowe losy
Zero obraca w palcach głosy sprzeciwu a serca mrozi
Twój horyzont to płaska linia na elektrokardiogramie
Godzina zero obraca w proch dzień i noc przeszłości i teraźniejszości
Minęła pierwsza siódemka pancerne bramy kolejnych tygodni6
Czekają na ciebie spojrzenie wstecz przeszywająco pustymi oczami
Bez echa opadająca pieczęć historii
Bracie przeklęta jutrzenka towarzyszy twojej samotności
Twoje drwa twoje drwa ich stos aż do nieba się wznosi
Widzę ogień płonącej duszy i popiół który ucieka
Przesiąknięty goryczą z pułapki żałości
Urna nie zasypia nie ma dla niej ostoi
Requiem opiewa jedynie hałdy odłamków nie do ugładzenia
Ostatnie pożegnanie ostateczne jak gruda melancholii
Płatek po płatku oskubano usychający kwiat
Zimne żelazne łóżko plądruje świat
Twoja śmierć odsłania horyzonty kolejnych śmierci
Ojczysty język bólu przygarnia duchy pod swój dach
Wrzask zapomnienia wymiata przyszłość niczym wiatr
Bracie ta sterta śmieci nie spocznie nie wolno spocząć tej stercie śmieci
Za żelaznymi drzwiami pienią się grzbiety rozsierdzonych fal
Pisane 24 grudnia 2022 w dzień kremacji brata
_
Przypisy:
1. Wiersz napisany jest w formie tradycyjnego chińskiego requiem składającego się z siedmiu strof po siedem wersów w każdej, rymowanych według wzorca AABAABA [przyp. autora]. W oryginale autor nie trzyma się jednak ściśle tej konwencji, stąd i w przekładzie część rymów zastąpiona została odleglejszymi asonansami [przyp. tłum.]
2. Nawiązanie do wiersza W.H. Audena „Pamięci W.B. Yeatsa”:
„[…] Każde z urządzeń, służących nam do pomiarów,
Stwierdza: dzień jego zgonu był mrocznym i mroźnym dniem” (przeł. Stanisław Barańczak) [przyp. autora].
3. W tradycji chińskiej władca świata zmarłych.
4. Obóz pracy w prowincji Gansu w Chinach, w którym w latach 1957-61 przetrzymywano więźniów politycznych skazanych na „reedukację przez pracę”; większość z 3000 skazanych zmarła z głodu.
5. Chodzi o most, przez który przejść muszą zmarłe dusze, by odrodzić się w kolejnym wcieleniu [przyp. tłum.]
6. Nawiązanie do chińskich wierzeń i zwyczajów żałobnych. W tradycji buddyjskiej panuje przekonanie, że dusza wraca na ziemię w kolejnym wcieleniu w przeciągu 49 dni od śmierci. Okres ten podzielony jest na siedem tygodni, z których każdy kończy się dniem modlitw za duszę zmarłego [przyp. tłum.].
Yang Lian, chiński poeta urodzony w 1955 roku, mieszka w Berlinie. Należy do najważniejszych reprezentantów tzw. Mglistych Poetów, twórców, którzy od lat 70., pisząc w modernistycznej poetyce, przemycali w swojej twórczości to, co oficjalnie było zakazane po Chińskiej Rewolucji Kulturalnej. Jego poezja jest bliska Herbertowskiemu rozumieniu sztuki poprzez twórcze nawiązania do tradycji i nieustanny dialog z dawną poezją. Jak pisał Ai Weiwei, poezja Yang Liana „jest rygorystycznie i precyzyjnie przemyślana: łączy historię i rzeczywistość z metafizycznymi rozważaniami, warstwa po warstwie schodzi coraz głębiej, aż przekracza tradycję”.
Wychowany w Pekinie już we wczesnej młodości zrozumiał siłę opresji ustroju totalitarnego, gdy jako młody człowiek był zmuszony przerwać naukę, gdyż wysłano go na reedukację poprzez pracę fizyczną na prowincji. Po krwawym stłumieniu protestów na Placu Tian’anmen w 1989 roku zdecydował się na emigrację, ale nadal jest poetą chińskiego języka. Do dzisiaj pozostaje krytykiem opresyjnych rządów i rzecznikiem wolności słowa.
fot. Fundacja im. Zbigniewa Herberta