1 sierpnia w Polsce jest dniem (dokładnie o 17 w godzinę W) kiedy przestaje obowiązywać klasyczna logika. Zawiesza się podstawowa alternatywa: bić się czy nie? Iść do powstania czy nie?
To ostatnie pytanie było nieobecne w polskiej kulturze co najmniej aż do późnych lat dziewięćdziesiątych. Dopiero wtedy zaczęło być gdzieniegdzie stawiane. Dziś jest już dość powszechne, i jest to dobra miara westernizacji, transformacji kultury polskiej na początku XXI wieku. Racjonalność tak jak się ją powszechnie przedstawia na Zachodzie jest oparta na bezwzględnym przymusie pytania o rachunek strat i zysków. Taki typ racjonalności jest niemożliwy w pewnych (niestety powtarzających się) historycznych okolicznościach na Wschodzie.
Oczywiście zawsze byli tacy, którzy mówili, że powstanie nie było dobrą decyzją, jak np. Stefan Kisielewski domagający się po wojnie od wyższych dowódców AK zwrócenia mu miasta.
Ale uznanie, że decyzja była błędna w niczym nie ogranicza tego, że właśnie taką decyzję trzeba było podjąć. Logika w Polsce jak widać jest wyjątkowo wrażliwa na moment historyczny. Niektórzy nazywają to – dość powierzchownie – romantyzmem.
2 sierpnia, już nie będzie słychać syren, trąbek, salw. Przyjdzie pora na kalkulacje.
Dzisiejsza swoboda językowa pozwala na elastyczne i szybkie przeliczanie wartości w wielu oddzielnych systemach aksjologicznych. Spróbujmy oszacować co w sierpniu rokrocznie upamiętniamy.
Co to jest „W” hour poinformuje nas the free encyclopedia (en.wikipedia.org/wiki/”W”Hour). Poinformuje całkiem nieźle, dowiemy się więcej niż będziemy w stanie zapamiętać.
Nie dowiemy się jaka była moc (power) tej godziny. Bez wątpienia wykonano w czasie godziny ogromną pracę, pracę zmieniającą wszystko dookoła bezpowrotnie, w skali dużego miasta. Moc, to podobno skalarna wielkość fizyczna określająca jak szybko, z jaką intensywnością zostaje wykonana dana praca w jednostce czasu. Wszystkie korowody z obliczaniem wielkości reparacji i strat wojennych mają swój początek w niemożności oszacowania jaką prace wykonano i z jaką mocą, czy precyzyjniej: przy pomocy jakiej mocy? W tym punkcie (w tej godzinie?) kończy się predykcyjna przydatność fizycznego opisu sytuacji. Podobno sytuacja w tamtej godzinie nie była tylko fizyczna. Ostrożniej (ale i obszerniej) można założyć, że żadna ludzka sytuacja nie daje się zredukować do standardów opisu fizycznego. Zapis życia jest czymś niezrozumiale odmiennym od opisu wypadku komunikacyjnego, czy trzęsienia ziemi.
Chyba moc jest terminem najbardziej nieoczywistym. Wtedy w Godzinie W w bardzo wielu punktach miasta z minuty na minutę było coraz bardziej jawne, że za moment dojdzie do (eksperymentalnego) porównania co ma większą wartość (ale na jakiej skali?): Moc czy die Macht.
Śladem tej ujawniającej się oczywistości może być wers z Warszawskich dzieci:
„(…) gdy padnie rozkaz Twój, poniesiem wrogom gniew!”
(muzyka: A. Panufnik, tekst: S. R. Dobrowolski)
To bardzo prosty opis nagłego uwolnienia mocy.
Historyczne zapisy tamtych zdarzeń nie mogą być zgodne, jak w przypadku wielu jednokrotnych eksperymentów pozostają sprzeczne. Zupełnie inne są wyniki pomiaru pracy wykonanej przez (czyżby tylko urojoną, w istocie bezbronną?) Moc i pracy wykonanej w tej samej jednostce czasu, w tym samym miejscu przez die Macht.
Robi się z tego humanistyczny nieznośny bałagan, dyskusyjna wrzawa, mnożą kretyńsko sformalizowane „języki”: poprawności, nienawiści, wykluczenia, etc. Dyskutujący nagle ożywiają się i bezkompromisowo ujawniają własną moc eksplanacyjną. Dajmy temu spokój.
Po prostu spróbujmy coś policzyć, złapać właściwą proporcję, skalę wydarzeń.
Niech Godzina W ma moc = x.
Jeśli chcemy ustalić dzisiejszą wartość x wystarczy przeliczyć „W” hour na obiegowe sasiny.
Na pewno chcemy to liczyć?