Jak przyzwoity, nadal czytający, lekko konserwatywny (ale bez przesady) inteligent ciężko pracujący ma obejrzeć przeróbkę, krotochwilę (wulgarną – vulgaris znaczy przecież po łacinie tyle co zwykły, pospolity, codzienny, znany) z transmisji Obrad Wysokiej Izby?
Jak ma nie stracić kontaktu z najbardziej żywotną, elementarną, ludyczną warstwą narodowej kultury (doskonale przecież pamiętamy jak ten problem gnębił Wyspiańskiego sto dwadzieścia lat temu), a zarazem nie udać się na wewnętrzną emigrację (to ryzykowne dziś, mogą potem już nie wpuścić z powrotem)?
Jak nie stracić wiary (ojców) w objawione prawdy: w rewitalizację, modernizacje i skokową demokratyzację ukochanej naszej Itaki? I takie pytanie będzie nas często gnębiło, w epoce gwałtownie rosnącej popularności maszynek potrafiących dowolnie archetypiczną treść z dowolnie pustych głów wyemitować w pierwszej lepszej scenografii.
Uwaga zarówno elementy scenografii (w tym na przykład karafka przed Marszałkiem), jak i wewnętrzna pustka są objęte prawami autorskimi, proszę samodzielnie, po amatorsku nie majstrować przy trans-misji obrad i wydarzeń.
Starajcie się zachować żywy kontakt z językiem współczesnym, czasem czytajcie co nieco na boku, w miarę sił „śledźcie na bieżąco” (ale naprawdę, bez przesady).
Najodpowiedniejszą dla pracującej inteligencji rolą w aktualnym spektaklu jest doskonale wszystkim znana, wdzięczna rola Dzidka, do którego ponętny niczym Polonia Restituta (chyba jakaś była Miss) podmiot liryczny apelował wprost: Dzidek, nie opuszczaj przewodu!
A jak nie pomaga, to zawsze możecie sobie dla inteligenckiej ulgi inne głęboko symbolicznie curiosa narodowego spektaklu przypomnieć.
Dajmy na to, to z krakowskiego teatrzyku sprzed osiemdziesięciu lat. Podobno każdy najmniejszy detal z tamtych spektakli był niesłychanie ważny. Podobno pracujący nad tamtym spektaklem bardzo się starali elementy jak najbardziej pospolite, w realiach 1944 wulgarne, w homerycki dramat Wyspiańskiego wepchnąć.
To, co wystawiają dziś, potraktujcie lekko, od niechcenia, jak wstawienie między koło od furmanki a drewnianą atrapę armaty plastikowej repliki turbiny wiatrowej (made in Siemens) i kilku tweedowych serduszek. Dramatu to nie wypaczy.
A my mamy, podobnie jak wtedy ci skupieni wokół młodego Tadeusza Kantora, przede wszystkim przeżyć. Śledzenie przedstawienia to sprawa wtórna.
Chyba będzie nam dane zobaczyć, że to, o czym dekady temu roił Kantor, w końcu się dokonało. Cała klasa już umarła. Cała klasa polityczna. A spektakl nie może się zatrzymać, Zapowiada się więc dziko awangardowa sztuka, nieczytelna, nieprzewidywalna, pełna napięcia, wrzasku, bezsensownego prezentowania nadmiaru własnej energii. Czy jesteśmy w stanie teraz, na przednówku roku 2024 wykrzesać razem tyle energii, żeby dokonało się choćby połowiczne zmartwychwstanie? Wyspiański byłby szczerze zdziwiony jak dziwaczne fabuły snują się po inteligenckich głowach na widowni narodowej sceny.