Akty fundacyjne, często są śladami desperacji, znakami kryzysu. Na szczęście zdarza się, że są symptomami jego przesilenia, jego prze-zwyciężenia, zostawienia go za sobą, w martwym królestwie wiedzy historycznej, na którą patrzy tylko benjaminowski „Anioł Historii”. Byłoby fortunnie, było by cudownie gdyby korzystając z trzeciomajowej jutrzenki swobody i doskonałych warunków awiacyjnych zleciał wprost do głów uczonych niewiast i mężów zajmujących się w Rzeczpospolitej myśleniem nad rolą konstytucji duch i przyniósł jak usłużny kurier silne przekonanie, że najwyższa pora lekko zmienić bajkę i zacząć mówić o pokrewieństwie, o braterstwie, o wspólnym sensie i Konstytucji 3 Maja i Konstytucji Benderskiej, spisanej przez kozackiego hetmana Filipa Orlika w 1710. Orlik kaligrafował artykuły „Pacta et constitutiones legum libertatumque exercitus zaporoviensis” stanowiące o niezbywalnych prawach ludu ruskiego w rzeczywistości tuż po klęsce pod Połtawą. Nasza trzeciomajowa powstała w chwili, kiedy trochę za późno było o otrzeźwienie narodowe.
Nad wyraz charakterystyczne jest, że dowolny rodzaj netu poinformuje was, o angielskiej „Magna Charta Libertatum” z 1215 roku o „pierwszej spisanej” konstytucji amerykańskiej z roku 1787, przy odrobinie wytrwałości dowiecie się o konstytucji Korsyki z 1755 wymierzonej w Genueńczyków, ale nie znajdziecie zbyt wielu miejsc podkreślających, że wolnościowe, oparte na prawie stanowionym, które obowiązuje całą wspólnotę akty w Europie zjawiły się we wschodniej jej części najpierw w Benderach, potem w Warszawie.
Obecny wysiłek, dziesiątki tysięcy zabitych zobowiązują do tego by skutecznie i głośno zacząć przypominać Zachodowi o jego spóźnionym tym deklaratywnie ważnym obszarze „rozwoju”. O bardzo długiej, trwającej co najmniej do epoki Bismarcka, jeśli nie do XX-wiecznych „profesjonalnych elit” (homo faber) fascynacji sprawnością „oświeconego absolutyzmu”.
U Orlika gwarantem kozackiej konstytucji miał być król szwedzki, czyli ktoś, kto właśnie zupełnie bez wyczucia wschodnich realiów i dystansów przegrał rozstrzygającą bitwę z Piotrem I i ratował się ucieczką do Turcji. Ukraina dziś podobnie jak kozacy Orlika na początku XVIII wieku bez pomocy z Zachodu nie byłaby w stanie zatrzymać imperium rosyjskiego. Warto jednak oddzielić pomoc od suwerennego artykułowania przyszłych praw w obrębie tej czy innej europejskiej wspólnoty równych. Tak, kapitał, serwery, a nawet „know-how” będą pochodziły z zamożnych krain zachodu, ale dlaczego znów to ma być ważniejsze od konstytucyjnych deklaracji, ma być najważniejszym, decydującym, technicznym protokołem opisującym funkcjonowanie Europy w XXI wieku?
Constitutio pozostanie słowem łacińskim, ale żeby było to słowo powszechnie zrozumiałe, musi stać się o wiele bardziej wschodnie. Rola tak rozpolitykowanych gremiów historycznych w RP jest w tej sprawie znacząca.