Warto o tej postaci pamiętać. Czytając w Szkicach piórkiem relację o upadku Francji latem 1940 z perspektywy cyklisty o wiele łatwiej uwolnić się od patriotyczno-sztampowej oceny wielu dziwnych postaci, jakie zamiast „bronić swojej ojczyzny”, walczyć, snują się dziś po Europie.
Bobkowski, syn generała, do armii polskiej we Francji zgłosił się jako jeden z pierwszych. Nie został przyjęty. Znaczenie twórczości literackiej tego ekonomisty, gwatemalskiego modelarza, człowieka starającego się desperacko zachować niezależność od okoliczności dla kultury polskiej jest porównywalne ze znaczeniem Gombrowicza.
Poglądy miał proste: „Człowiek wolny, intelektualista, pisarz i poeta naprawdę wolny, który chce być wolny, będzie do końca tego świata miał coś z chuligana”.
Pod koniec lat pięćdziesiątych na prośbę Redaktora Giedroycia spisał Bobkowski lekko żartobliwy życiorys w trzeciej osobie. Epizod związany z pobytem we Francji przed wkroczeniem Niemców brzmi tak:
„Oczekując na powołanie do wojska i nie chcąc korzystać z pomocy społecznej, utrzymuje się z prania bielizny, założywszy polską pralnię dla uchodźców pod firmą „Monsieur Sans-Gêne, Chlorcio i Spółka”, w której obok obficie używanego chlorku, czyli żawelu, był jedynym pracownikiem (…) Nie mogąc dalej kontynuować swego interesującego zajęcia praczki, wstąpił do francuskiej fabryki amunicji”.
Ktoś, kto zakłada pralnię pod szyldem Duch Święty. Chlorcio i spółka i pracuje w niej jako jedyna praczka (no, chyba że robi się naprawdę zimno: „Wskutek tych mrozów musiałem przerwać od 10-go b.m. moją pralnię, bo mi stawy w palcach i w łokciach tak zaczęły puchnąć i boleć, że nie mogłem pracować. Bardzo mnie to przygnębiło, ale co robić. Jak się tylko możliwie się zrobi i choć trochę cieplej, to zacznę na nowo, tym bardziej, że klientela stale się dopytuje natarczywie o zdrowie „tej pańskiej praczki”. Ja tymczasem obkładam się trochę nieśmiertelną naszą rodzinną antiflogestyną i kuruję „tę moją praczkę”. Te mrozy dochodzące do minus szesnastu stopni przetrwaliśmy w naszym gołębniku zupełnie dobrze pomimo braku jakiegokolwiek ogrzewania. Lód był na oknie, woda marzła w miednicy”. – to z listu ze stycznia 1940 do stryja w Szwajcarii), wart jest stałego przypominania.
Józef Czapski wspominał w rozmowie z Andrzejem Mietkowskim dla II PR Bobkowskiego tak: „Widywaliśmy się, ja nie miałem z nim takich bliskich stosunków, nie miałem, tylko tak, że go serdecznie lubiłem. To był człowiek wspaniale koleżeński i przy tym akcentujący, że nie znosi inteligentów, którzy nie umieją pływać i nie umieją w footbola grać. (…) Oderwana myśl była mu zawsze podejrzana.”
Rower, chlorcio, pływanie, Basia, football, modele samolotów, duch święty – nieoczywiste są punkty przez które przebiega literacko interesująca definicja wolności.