fbpx

Bo nie jest światło,
by pod korcem stało

„Muzy – Natchniuzy” Łodzi Kaliskiej. Namuzowywanie

Ewa Gorządek

Muzo Natchniuzo

tak ci

końcówkowuję
z niepisaniowości

natreść mi

ości i

uzo

Miron Białoszewski

Człowiek namuzowywany jest jakby natchniony. Czytając wiersz Białoszewskiego, wyraźnie wyczuwa się w nim jednak łagodną ironię – inwokacja do Muzy, aby „natreściła” dzieło poety, jest tylko zabawnym nawiązaniem do wywodzącej się z antyku „instytucji” Muz – personifikacji twórczych mocy. Gdzie zatem podziała się dziś Muza? Kiedyś była to postać kobiety – bóstwa, platońskiego ideału, kochanki, żony – u której poeci i malarze szukali inspiracji. Przez stulecia błogosławieństwo i wsparcie Muzy często okazywało się niezbędne dla tworzenia sztuki. W czasach starożytnych Muza była boginią, córką Zeusa i Mnemozyne. Początkowo wystarczały tylko trzy Muzy, potem grecki poeta Hezjod poszerzył ich grono do dziewięciu: Kaliope, Klio, Euterpe, Erato, Terpsychora, Talia, Melpomena, Polihymnia i Urania. Biurokratyczni Rzymianie przypisali każdej z nich odrębną funkcję: Terpsychora opiekowała się tańcem, Talia komedią, Melpomena tragedią itd. W epoce renesansu Muza zaczęła pojawiać się w dwóch odmianach: jako nieosiągalny ideał (Beatrycze, Laura) i jako obiekt seksualny. Muzy włoskich malarzy często były bardzo „ziemskimi” kobietami, które tygodniami pozowały im do wizerunków przedstawiających wcielenie nieosiągalnej kobiety (do dwóch najsłynniejszych Madonn Rafaela pozowała córka piekarza ze Sieny, prawdopodobnie też kochanka malarza). Bardziej współczesne nam Muzy coraz częściej okazywały się kobietami o silnych osobowościach, które nierzadko same miały wiele do powiedzenia w sztuce. Takimi Muzami były między innymi Alma Mahler, Lou Andreas-Salome, Camille Claudel, Leonora Carrington, Lee Miller, Georgia O’Keeffe… czy Yoko Ono.

Dzisiaj coraz trudniej jest spotkać Muzę, bo i zapotrzebowanie na nią wyraźnie się zmniejszyło. Artyści miewają jeszcze nadal Muzy, ale standardowa niegdyś, a zarazem legendarna, relacja między nimi a twórcami zniknęła już na dobre z naszego wspólnego słownika. Obecnie rola Muzy jako równorzędnej partnerki lub równorzędnego talentu zdaje się górować nad funkcją ograniczającą się do inspiracji. Bo kto w naszej wyjątkowo indywidualistycznej kulturze chciałby służyć czyjejś wyobraźni? Niedobór Muz, a nawet ich wyraźny zanik, łączy się też z niechęcią wynoszenia na piedestały jakichkolwiek ideałów, nie wspominając już o sprzeciwie feministek wobec traktowania kobiety jako przedmiotu.

Sytuacja nie jest jednak beznadziejna. Swoisty „rezerwat” Muz uchował się dzięki wysiłkom grupy Łódź Kaliska. Tę działającą najdłużej w historii sztuki polskiej (a może i światowej) formację artystyczną tworzą już od ponad trzydziestu lat: Marek Janiak, Andrzej Kwietniewski (od 2007 roku członek ŁK w stanie spoczynku), Andrzej Świetlik, Adam Rzepecki i Andrzej Wielogórski. O grupie napisano wiele tekstów, krytycy wielokrotnie poddawali analizom kolejne fazy jej rozwoju, interpretowali kontrowersyjne akcje, prasa chętnie podchwytywała wątki o skandalizującym posmaku, a i sami artyści często formułowali wypowiedzi na temat własnej twórczości, czego dowodem są chociażby liczne manifesty Łodzi Kaliskiej. Zdecydowanie mniejszą uwagę merytoryczną przywiązywano do roli kobiet towarzyszących grupie niemal od zarania jej działalności, czyli już od początku lat 80. Jolanta Ciesielska, krytyczka sztuki i kuratorka wystaw, która śledziła, propagowała i uczestniczyła w wielu działaniach Łodzi Kaliskiej, wspomniała w tekście Anioł w piekle (rzecz o Strychu) o Zofii Łuczko, pisząc o niej jako o „jedynej kobiecie w Łodzi Kaliskiej, będącej faktycznym, choć nie uznawanym formalnie, członkiem grupy”1. W latach 80. pojawiła się również bodaj najważniejsza dla sztuki „kaliskich” kobieca postać: Małgorzata Kapczyńska-Dopierała, zwana Pynio. „To muza-ikona” – mówi o niej Janiak – „Została po niej twarz, co jest dziwne w naszym przypadku, że nie piersi. Nie było w niej prostych emocji. Pynio ma konstrukcję psychiczną arystokratki, która żadną pracą się nie splami. Ona po prostu jest. Odważna, tolerancyjna, rozumiała cudzysłów sztuki. Wiedziała, że sztuka to rzeczywistość z przymrużeniem oka”2. To właśnie Pynio pozowała do ikonicznych prac Łodzi Kaliskiej, jakimi są ironiczne lub, jak kto woli, postmodernistyczne pastisze słynnych dzieł malarskich, przede wszystkim Siostry (szkoła z Fontainebleau, 1594) oraz Wolność wiodąca lud na barykady (Eugene Delacroix, 1830). Tę ostatnią pracę artyści nazwali po swojemu: Freiheit? Nein danke.

Grażyna (Stara Zofia) Łuczko-Fijałkowska, architektka, kadr z filmu Anki Leśniak „Historia grupy Łódź Kaliską opowiedziana przez Muzy”

Określenie „Muzy Łodzi Kaliskiej” pojawiło się prawdopodobnie pod koniec lat 80., kiedy grupa zmieniła nazwę na Muzeum Łodzi Kaliskiej i przez kolejnych kilka lat tworzyła coraz to nowsze, inscenizowane w formie żywych obrazów, a następnie fotografowane, swoiste dyskursy z historią sztuki („kaliscy” wykonali własne wersje między innymi: Tratwy Meduzy (T. Géricaulta), Wozu z sianem (H. Boscha), Ślepców (P. Bruegela Starszego), Śniadania na trawie (E. Maneta / A. Jacqueta). Wkrótce potem powstało określenie „muzing”, czyli nabór lub casting kobiet chętnych do współpracy przy projektach grupy, a także wyłonił się spośród artystów Łodzi Kaliskiej „pan od muzingu” (czyżby współczesna wersja Apolla?), którym został Marek Janiak. Muz przybywało, niektóre z nich, co prawda, szybko odchodziły, ale inne zostawały na długo. Fenomenem Muz Łodzi Kaliskiej zainteresowała się Anka Leśniak, artystka w dorobku której znajdują się już prace inspirowane rolą kobiet w sztuce. W projekcie wideo Top Models (2007-2009) wcieliła się ona w postacie modelek pozujących do najsłynniejszych w historii sztuki aktów malarskich i usiłowała zrekonstruować prawdziwe tożsamości ich bohaterek, zwykle anonimowe, zaszyfrowane lub zagadkowe. Leśniak całkowicie pominęła w swojej pracy nazwiska malarzy i tytuły dzieł, zabierając głos w imieniu namalowanych kobiet.

Jej film Historia grupy Łódź Kaliska opowiedziana przez Muzy jest dokumentem, w którym wypowiadają się: Grażyna (Zofia) Łuczko-Fijałkowska, Iza Bartnicka, Zofia Warzyńska-Bartczak, Agata Prasnowska, Anna Krawczyk, Joanna Krawczyk, Lonia Szymańska oraz Agnieszka Kasprzyk. Jest ich osiem, ale dziewiąta Muza, Małgorzata Kapczyńska-Dopierała (Pynio), pojawia się bardzo często w wypowiedziach pozostałych bohaterek filmu, co sprawia, że dopełnia się mityczne grono opiekunek i patronek sztuki.

Najbardziej heroiczną postacią pośród przedstawionych tu Muz Łodzi Kaliskiej jest z całą pewnością Stara Zofia, czyli Grażyna Łuczko-Fijałkowska. To zarazem jedyna Muza, która w pewnym momencie zawiesiła swoje „muzowanie” na rzecz własnej pracy i rodziny. Była to prawdziwa Muza – opiekunka, towarzysząca artystom przy obmyślaniu koncepcji prac, pisaniu manifestów, realizowaniu projektów, a także czuwająca nad nimi, już bardziej jako Anioł Stróż, na imprezach, po których nierzadko holowała całe towarzystwo w bezpieczne pielesze i nie zapominała zadbać o „zimne piwko na kaca”. Pełniła też rolę kronikarki i dokumentalistki działań grupy, nagrywała ich dyskusje lub spisywała co ciekawsze wypowiedzi, tworząc w ten sposób unikalne archiwum wczesnego okresu Łodzi Kaliskiej. Po zamknięciu słynnego Strychu na Piotrkowskiej, miejsca w którym kwitła w pierwszej połowie lat 80. Kultura Zrzuty, a w jej ramach działalność „kaliskich”, Zofia udostępniła im część wynajmowanego przez siebie mieszkania, gdzie przez pół roku z powodzeniem prowadziła galerię „U Zofii”.

Pynio, jak wynika z wielu relacji, Muza ze wszech miar wyjątkowa, pierwsza odważyła się wystąpić na fotografiach Łodzi Kaliskiej z gołym biustem (na wspomnianych już pastiszach Siostry oraz Freiheit? Nein danke), co okazało się inspiracją dla pozostałych Muz, spełniających także rolę modelek. „Muza od modelki różni się zdecydowanie” – tłumaczy Kwietniewski. „Jest siłą napędową. A modelka tylko przedmiotem, gadżetem w sztuce, narzędziem jak aparat fotograficzny. Modelka jest wykorzystywana przez sztukę. Bycie muzą to konieczność wpływania na nas w sposób emocjonalny. Muza jest pełnoprawnym uczestnikiem tworzenia sztuki. Nie jest, broń Boże, zdegradowana o szczebel niżej!”3

Bohaterki filmu Anki Leśniak zgodnie określają współpracę z Łodzią Kaliską w kategoriach wspaniałej przygody i dobrej zabawy, a także niepowtarzalnej, być może, szansy uczestnictwa w niecodziennym doświadczeniu, jakim jest tworzenie sztuki. Muzy „kaliskich” są nie tylko piękne i inteligentne, ale przede wszystkim „nadają” na podobnych falach co ich artyści – doskonale wyczuwają klimat wspólnych projektów, towarzyszącej im beztroski, są spontaniczne i pozbawione kompleksów. W wypowiedziach do kamery podkreślają, że prawdziwa Muza powinna z radością towarzyszyć artystom, bo Muza spięta i udręczona przestaje spełniać swoją rolę4. Muza powinna być oryginalna, powinna być sobą… powinna być niepowtarzalna5. „Jak kobieta jest inteligentna, romantyczna i bardzo chce zapisać się w historii, to zostaje Muzą – tłumaczy Marek Janiak”6.

Muzy zabawnie i z werwą opowiadają o najbardziej nawet ekstremalnych sytuacjach, w jakich uczestniczyły podczas realizacji prac Łodzi Kaliskiej: o wpychaniu nosorożca do pociągu, wiszeniu na trapezie, biegu na golasa po torze przeszkód na nieczynnym poligonie wojskowym, pozowaniu na wieżyczkach strażniczych w więzieniu w Piotrkowie Trybunalskim… a także o rozbieranej sesji fotograficznej Muzy Marzeny Rzepczyńskiej, zainscenizowanej na tle Narodzin Wenus Botticellego we florenckiej Galerii Uffizi, a zakończonej prawdziwym aresztowaniem przez karabinierów. Z dumą podkreślają przy tym swój wkład w powstawanie projektów Łodzi Kaliskiej, które często krystalizują się dopiero podczas sesji zdjęciowych, gdzie dużą rolę odgrywają zdolności improwizacyjne Muz. Tak powstała np. słynna praca fotograficzna Mona Lisa (Krawczykowa), jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieł „kaliskich”. Artyści, oczywiście, doceniają inwencję i zaangażowanie Muz, chociaż ich nie przeceniają: „Pomysły to my mamy. Żaden facet nie lubi, jak się kobieta wtrąca w jego sprawy. Muza powinna być neutralna w sposób twórczy. Bierze udział w naszym szaleństwie, ale nie ingeruje (Marek Janiak)”7. Starożytny prawodawca i poeta Solon uważał, że Muzy są „kluczem do dobrego życia”, ponieważ przynoszą zarówno powodzenie, jak i przyjaźń. Wspaniałe Muzy–Natchniuzy Łodzi Kaliskiej z całą pewnością nie zawiodły swoich artystów.

*Ewa Gorządek, absolwentka Instytutu Historii Sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, kuratorka licznych wystaw i autorka tekstów krytycznych z dziedziny sztuki współczesnej. Pracuje w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.

1. Jolanta Ciesielska, Anioł w piekle (rzecz o Strychu), Łódź, 1988.
2. Wioletta Gnacikowska, Premiera w Internecie – niepublikowany tekst o muzach Łodzi Kaliskiej, Gazeta Łódź.
3. Wioletta Gnacikowska, op. cit.
4. Grażyna Łuczko-Fijałkowska
5. Iza Bartnicka
6. Wioletta Gnacikowska, op. cit.
7. Wioletta Gnacikowska, op. cit.