Niewiele jest miejsc na świecie, gdzie historycznie przestrzeń jest tak politycznie obciążona jak w Republice Południowej Afryki. To powszechnie wiadome: jednym z kamieni węgielnych apartheidu (synonimu osobności) była organizacja, podział i reglamentacja przestrzeni publicznych i prywatnych ze względu na rasy. Biali, kolorowi, czarni, Hindusi, wszyscy żyli w różnych strefach, oddzieleni od innych grup przez granice naturalne lub zbudowane przez człowieka, takie jak obszary ziemi niczyjej, autostrady, ściany i ogrodzenia z drutu kolczastego. W konsekwencji przestrzeń, w której mieszkałeś, określała, kim jesteś, a to z kolei określało twoją pozycję w społeczeństwie, twoje prawa i obowiązki, trajektorie twojego życia, twoje kulturowe i społeczne poglądy na życie. Przestrzeń apartheidu określała ludzi.
Koniec apartheidu oznaczał kres tego ścisłego grodzenia przestrzeni, a jego natychmiastowym efektem była gigantyczna fala wewnętrznych migracji z obszarów rolniczych (tak zwanych homelands) do stref miejskich Johannesburga, Kapsztadu i Durbanu. Chociaż przestrzeń oficjalnie uległa demokratyzacji, ci migranci oczywiście wylądowali w nieneutralnej przestrzeni. Znaleźli drogę do rozprzestrzeniających się wokół miast dzielnic nędzy, które teraz ciągną się kilometrami, tworząc ogromną strefę ubóstwa i marginalizacji. Mieszkanie w dzielnicy nędzy, powtórzę, określa ludzi: określa ich jako ubogich, słabo wykształconych, z nikłymi perspektywami awansu społecznego. ONZ szacuje, że do 2050 roku na obszarze Kapsztadu będzie żyło około 15 milionów ludzi. 14 milionów z nich, według wszelkiego prawdopodobieństwa, będzie rozpaczliwie biednych i nigdy nie uda im się przekroczyć granic ich marginalnego przydziału przestrzennego: niższa klasa township (osiedle czarnych, kolorowych, Hindusów żyjących lub pracujących w pobliżu białych społeczności ‒ przyp. tłum.).
Przestrzeń w tym kraju jest historycznie określona, i będzie determinować życie ludzi jeszcze przez wiele lat. Nie ma w Republice Południowej Afryki przestrzeni politycznie i historycznie neutralnej, a duże projekty urbanizacyjne, takie jak te podjęte w związku z Mistrzostwami Świata w 2010 roku, nie mogą zasadniczo nic zmienić. Już teraz mają bowiem wpływ na napięcia i nierówność w przestrzeni miejskiej i, co bardziej prawdopodobne, jeszcze je wzmocnią. Poprawa stanu dróg i obiektów użyteczności publicznej w sąsiedztwie obiektów sportowych to jedno, a doprowadzenie dróg, wody i energii elektrycznej (oraz szkoły, szpitale, miejsca pracy, i tak dalej) dla milionów żyjących w dzielnicach nędzy to coś całkiem innego. Globalny mega event taki jak Puchar Świata tworzy dodatkowe konflikty i rywalizację o własność, legalne użytkowanie i prawo wejścia lub przejścia w przestrzeni miejskiej. Wpływa na polityczną drażliwość w organizacji, planowaniu i użytkowaniu przestrzeni.
To w tym bardzo drażliwym środowisku Bert Danckaert robi zdjęcia Kapsztadu. I choć obrazy przedstawiają spokojne, synchroniczne, niemal geometrycznie zorganizowane środowisko przestrzenne (simple present ‒ prosta teraźniejszość używając słów samego Danckaerta), powinniśmy być świadomi jego politycznego i historycznego obciążenia. Formy uchwycone i wydobyte na zdjęciach Danckaerta ‒ geometria codzienności, właściwie nijaka przestrzeń, to formy nacechowane politycznie. Widać to wyraźnie, gdy spojrzymy na niektóre szczegóły: żelazne kraty w oknach i drzwiach, drut kolczasty na murach ‒ wszystkie ślady stref z zakazem wstępu w Kapsztadzie. To formy, które mówią nam o prawie do przestrzeni, o pożądanych i niepożądanych okupantach przestrzeni oraz, w szerszym znaczeniu, ciągłości społecznego i politycznego rozgraniczania przestrzeni w miejscu historycznie obciążonym takim jak Kapsztad. Estetyka Danckaerta, jego skupienie na niemal abstrakcyjnych formach, które organizują przestrzeń miejską, charakteryzuje tę przestrzeń: przestrzeń w Kapsztadzie jest formalnie nadana, jest czymś, co funkcjonuje wzdłuż surowych linii podziału, zaanektowania i wykluczenia. To, co obecne, w konsekwencji nigdy nie jest tak naprawdę „proste” (odwołanie do tytułu cyklu Simple Present ‒ przyp. tłum.).
W miejscach takich jak Kapsztad, obecna przestrzeń rozwija swoją historię i utrwala swoją polityczną funkcję. To oczywiście prowadzi do wzrastającego buntu i wzmocnienia konfliktu ‒ rozgraniczenie przestrzeni teraz nie polega na jasnych kategoriach apartheidu, ale organizuje bardziej zróżnicowaną populację poprzez rosnącą prze-paść między „posiadającymi” i „nieposiadającymi”. Chodzi jednak o to, że te powolne przemiany społeczno-kulturowe wciąż odnoszą się do starych, skutecznych instrumentów reglamentacji przestrzennej, aby trzymać się swojego toru i móc przybrać konkretny materialny kształt. Formy organizacji przestrzeni miejskiej wpływają na politykę podziałów społecznych nowej Republiki Południowej Afryki w podobny sposób jak to miało miejsce w dawnej RPA.
Formalizm to słowo negatywnie zabarwione. Przywołuje konotacje z modernizmem, skrajnym strukturalizmem i odgórną sowiecką estetyką. Jeśli teraz postrzegamy twórczość Danckaerta jako „formalistyczną”, powinniśmy pamiętać, że ten formalizm jest dokumentalny, precyzyjnie opisuje szczególną rolę i funkcję przestrzeni w tamtym miejscu. Kapsztad jest pod wieloma względami zorganizowany przestrzennie zgodnie z formalistyczną modą, z jasno wyznaczonymi liniami, trasami, granicami i miejscami wejścia i wyjścia. Ten formalizm jest sednem przestrzeni Kapsztadu, określa tam politykę przestrzeni i czyni z tego miejsca strefę walki. Kapsztad jest jednocześnie bez wątpienia jednym z najpiękniejszych miast na świecie, a idylliczne i zachwycające miejsca prawdopodobnie szybko odwrócą uwagę kogoś z zewnątrz od ciemniejszych stron przestrzeni tego miasta. Aparat Danckaerta je ujawnia, a jego zdjęcia formułują złożone pytania o Kapsztad, pytania nie zadawane zwykle w folderach turystycznych i unikane przez lokalne władze, które starają się zmienić w towar splendor ich miasta. Zastanawianie się nad tą po prostu obecną (ponowne odwołanie do tytułu cyklu Simple Present ‒ przyp. tłum.) formą przestrzeni teraz nieodparcie nasuwa refleksje na temat jej pochodzenia, historii, jej politycznego (nad)użycia.
Tłumaczenie: Agata Mendrychowska
*Jan Blommaert, profesor zajmujący się językiem, kulturą i globalizacją oraz dyrektor Babylon Center na Uniwersytecie w Tilburgu (Holandia); profesor lingwistyki afrykańskiej i socjolingwistyki na Uniwersytecie w Gandawie (Belgia). Współpracuje z University of the Western Cape (RPA) i Beijing Language and Culture University (Chiny). Jest przewodniczącym w Max Planck Sociolinguistic Diversity Working Group oraz autorem wielu publikacji na temat ideologii językowych i nierówności językowej w kontekście globalizacji, m.in.: Ethnography, Superdiversity and Linguistic Landscapes: Chronicles of Complexity (Multilingual matters, 2013), The Sociolinguistics of Globalization (Cambridge University Press, 2010), Ethnographic Fieldwork: A Beginner’s Guide (Multilingual Matters, 2010), Grassroots Literacy (Routledge, 2008), Discourse: A Critical Introduction (Cambridge University Press, 2005), Language Ideological Debates (Mouton de Gruyter, 1999).