Plakat pomiędzy rzeczywistością a sztuką, czyli kilka słów o twórczości Tadeusza Piechury.
Plakat Tadeusza Piechury, znany szczególnie w Łodzi, i to nie tylko dzięki jego wystawie indywidualnej w Łódzkim Muzeum Sztuki w roku 2000, jest także wciąż obecny, mimo wszystkich pesymistycznych momentów w dziejach plakatu artystycznego, nawet w pejzażu ulicy – na zasadzie kontrastu. Ten kontrast staje się coraz większy i tym samym plakat odróżnia się o dziwo od tych, wieszanych dla celów konsumpcyjnych płacht reklamowych pełnych ludzkiej masy, “ponętnych towarów”, bezlicowych uśmiechów, nieludzkich ideałów odurzonego i odurzającego ludzkiego „piękna” zawartego w ciele, które dzisiaj coraz częściej zdaje się osiągać piedestały “nowej” sztuki. Chyba ma rację Umberto Eco, który w swojej Historii piękna (2004) pisze: “Do charakterystycznych cech sztuki XX wieku w epoce komercjalizacji życia należy stała koncentracja uwagi na obiektach użytkowych. Redukcja wszystkich obiektów do towaru i powolne zanikanie ich wartości użytkowej w świecie stałej wymienności spowodowały totalną zmianę istoty przedmiotów codziennego użytku. […] Obiekt zatraca bowiem wszelkie cechy unikalności i jednostkowości, traci swoją ‘aurę’, która określała jego piękno i znaczenie. Nowa piękność jest w swoim przemijaniu reprodukcyjna. Ona musi bowiem skłaniać konsumentów do coraz częstszych zmian, które są konsekwencją szybkiej zużywalności i znudzenia się (obiektami zastanymi), aby tym samym nie zahamować wzrostu ich produkcyjności”.
Dlatego kontrast uniwersalnego języka ikonicznego Piechury połączonego ze świadomie wybraną ascetyczną typografią jest niemalże niesamowity, czyni z jego prac coś nieprawdopodobnie innego i przez to zauważalnego w świecie kolorowych bohomazów. Nawiązuje tym samym do najlepszych tradycji plakatu artystycznego gdzie nie brak takich nazwisk jak Pablo Picasso, Georges Braque, El Lissitzky, László Moholy-Nagy, czy wreszcie Jan Lenica. Piechura ucieka w swoich pracach do całkowitej monochromatyczności, czyli tego, co swego czasu implikowało ideał wczesnej grafiki książkowej. Oszczędna i jednorodna, czysta w odbiorze koncepcja zharmonizowania tekstu i obrazu, staje się ponadjęzykową, uniwersalną strukturą komunikacji globalnej, ale wyalienowanej z bezmyślnego bombardowania widza ikonicznością prymitywnej i cielesnej konsumpcji. Zapisy jego dzieł w pamięci widza są tak silne, że stają przed oczyma wyobraźni, wyłaniają się z własnej przeszłości, aby ukazać istotę treści zawartej w jakże prostych, a przez to bezczasowych i pięknych rozwiązaniach, które nie znajdują tak inspirujących porównań w świecie plakatu.
Artur Rubinstein wyłania się z czerni płaszczyzny zanurzonej w otchłani niebytu, skoncentrowany nad niewidoczną klawiaturą. Tylko głowa i ręka tego wielkiego łodzianina, pełna echa muzycznego wyimaginowanego dźwięku brzmiącego z drugiego plakatu tej samej serii, poświęconej otwarciu zbiorów Galerii Muzyki im. A. Rubinsteina w Muzeum Historii Miasta Łodzi w 1990 roku. Tutaj już nie ma pianisty, jest tylko klawiatura, której wciśnięte klawisze tworzą gamę tonalną o niekończącym się dźwięku, to więcej niż muzycznomalarskie myślenie Johna Cage’a, to jest zamknięcie i otwarcie czasu w nieprzemijającym momencie skończonego dzieła. Gdyby Piechura nic innego od tego czasu nie stworzył, musiałby przejść do historii sztuki, która nie potrzebuje krzyku, która jest jak sekwencja filmów Antonioniego: czarno-biała reminiscencja nie mającej końca etiudy wspomnień uwiecznionych na tym skrawku papieru, który przemówił i przetrwał jako poezja niekończących się marzeń o prawdziwej i absolutnej sztuce.
Ten czysty zdyscyplinowany redukcjonizm, manifestujący się w szeregu prac plakatu tematycznego jest rezultatem wielu przemyśleń, które w pełnym tego słowa znaczeniu dowodzą, że sztuka nie jest tylko spontanicznym zrywem “aranżowanego” happeningu, tylko mostem pomiędzy zrywem ducha a pracą szarych komórek, które tworzą całość dzieła sztuki. Tu jakby niespodziewanie odkrywamy ideową bliskość do Paula Klee, który jak mało kto dążył w swej pozornej ułomności do rozwiązań nader delikatnych, gdzie słowo i znak ikoniczny stawały się jednością serca i głowy. Czy jest to wpływ bezpośredni, czy tylko reminiscencja usłyszanego i zobaczonego, nie jest to aż tak ważne w epoce, w której od czasu do czasu pojawiają się dążenia do ascetycznej ekstazy zawartej w znaku zbliżającym się do punktu. Jeśli chcesz bowiem wyrazić nieskończoność, to zrób tylko punkt – zwykł mawiać jeden z Bauhausowskich Mistrzów, Paul Klee, niezbyt daleki kosmologicznym przemyśleniom Piechury, który w swojej podświadomości jest zdolny przenosić archetypiczne modele uniwersalnej duszy człowieczej w formie mitycznej wieczności. Jest ona w swej statyczności tylko pozornie różna od prób jego dynamicznych, niekończących się serii, daje się zauważyć szczególnie tam, gdzie niespodziewanie jak zgrzyt pojawia się kolor, pojawia się czerwień – wtedy powstaje cały szereg znaków, plakatów zaburzających ciszę zamkniętych przestrzeni pełnych harmonii, prawie że medytatywnego buddyzmu zen. Jest to jeszcze chyba poszukiwanie, a może tylko refleksja nadziei, że można inaczej.
Istnieją formy skończone, którym nie można nic dodać, ani nic ująć – są one jak słowa wieloznaczne i tajemne, ale jakże potrzebne, aby przetrwać; nie w dekonstrukcji, nie w wielości, ale w wiecznej jedności z kosmosem odczuwanym w mistycznym uniesieniu ginącego światła, pomiędzy czernią i bielą. Przed rokiem Roman Opałka szukał ostatecznego rozwiązania zanurzonego w bieli, w tym roku Piechura ukazuje, że można się tylko zobaczyć pomiędzy tymi dwoma biegunami: bieli i czerni, bo jedno i drugie pozostawione sobie samemu zanika i znika… tylko gdzie?
Może odpowiedź na to pytanie da jeden z plakatów Piechury i dlatego lepiej im poświęcić czas, niż temu co zapisane zostało gryfem przemijania. Ten skoncentrowany język ikoniczności prezentowany przez Tadeusza Piechurę oddaje hołd plakatowi, który zrodzony w XIX wieku do celów jakże różnych, osiągnął wyżyny prawdziwej sztuki, co prawda możliwej do reprodukowania, ale przez to też umożliwiającej powszechniejszy, a może nawet bardziej demokratyczny odbiór uniwersalnych prawd zakodowanych w minimalistycznej ikonie prawdy pomiędzy słowem a obrazem.
*dr hab. Piotr O. Scholz jest profesorem UMCS-u w Lublinie, gdzie kieruje Zakładem Porównawczej Historii Sztuki Instytutu Kulturoznawstwa oraz profesorem w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu w Innsbrucku. Z jego inicjatywy w Galerii Uniwersytetu w Innsbrucku w listopadzie i grudniu 2004 roku zostanie pokazana wystawa plakatu Tadeusza Piechury.