fbpx

Bo nie jest światło,
by pod korcem stało

O przestrzeni nie tylko fizycznej

Janusz K. Głowacki

Pamięci Janiny Ładnowskiej 

Niezwykła wystawa Roberta Rabiegi prezentowana w Atlasie Sztuki w Łodzi jest formą pewnej retrospektywy jego twórczości malarskiej. Składają się na nią obrazy powstałe w ostatnich latach oraz prace najnowsze, malowane specjalnie z myślą o tej prezentacji. Tak więc nie jest to retrospektywa rozumiana w potocznie przyjętym sensie tego terminu, prezentująca najciekawsze prace z minionego okresu. Raczej należy rozumieć ją jako podsumowanie i w miarę wyczerpującą – na ten czas – deklarację ideową autora. I to zarówno w zakresie intelektualnych zainteresowań światopoglądowych, jak i sensu sztuki; jej rozumienia i uprawiania.

Dotychczasowe, poszczególne indywidualne wystawy Rabiegi, mimo spójnej ekspozycji, dawały jedynie sygnały jego postawy. Można je było jednak czytać rozmaicie, nie do końca docierając do rzeczywistości tego malarstwa. Na przykład jako jeszcze jedną próbę abstrakcji geometrycznej, wykorzystującej doświadczenia racjonalnej, konstruktywistycznej kompozycji, op-artu, wizualizmu… I wszystko pozornie się zgadza. Wszystko to jest w jego obrazach.

Robert Rabiega jest absolwentem łódzkiej ASP, w obiegowej opinii zdominowanej myśleniem postkonstruktywistycznym. Uczniem Jacka Bigoszewskiego, werbalizującym swoje powinowactwo z malarstwem Andrzeja Łobodzińskiego i Stefana Gierowskiego. Przez lata uprawiał z doskonałymi rezultatami – sztukę projektowania graficznego. Rabiega to także znakomity warsztatowo malarz, potrafiący z wyjątkową wirtuozerią operować kompozycją, wydobywać niezwykle precyzyjnie zależności przestrzenne i kolorystyczne dzięki znajomości zagadnień optyki, wzajemnej relacji barw widma, jak i operowania walorem jednej z nich. Malarz wydawałoby się ukształtowany i okrzepły.

Jednocześnie – i to wyróżniało jego sztukę – zawsze było w tych obrazach coś niepokojącego, coś co kazało domyślać się głębszego sensu tych perfekcyjnych abstrakcji geometrycznych. Uznanie i szacunek, jakie Rabiega żywi dla malarstwa Jerzego Nowosielskiego, naprowadza nas na inny trop, którym porusza się on w swojej pracy twórczej. Jak klasyczni ikonopisarze pracuje w skupieniu i pełnej koncentracji, traktując malowanie jako formę medytacji – modlitwy w poszukiwaniu ładu i rządzącego nim porządku. Malowanie jest formą aktywnego życia, a więc ciągłym procesem.

Niezwykła przestrzeń galerii Atlas Sztuki stała się dla Roberta Rabiegi wyzwaniem, a jednocześnie obietnicą realizacji pełnej wypowiedzi artystycznej. W polskiej praktyce wystawienniczej rzadko która galeria stwarza artyście tak niezwykłą możliwość. Robert Rabiega podjął to wyzwanie.

Postanowił zatytułować swoją wystawę Studiumprzestrzeni, podobnie jak wszystkie obrazy. Temat znany od dawna i wydawałoby się od pierwszego polskiego environment – właśnie pt. Studium przestrzeni – Wojciecha Fangora i Stanisława Zamecznika z 1958 roku, trudno tu jest powiedzieć coś nowego. Myślę jednak, że to skromność i brak potrzeby dointerpretowywania tworzonych prac kazała Rabiedze poprzestać na tym lapidarnym określeniu zamierzonej prezentacji.

Podobnie jak Fangor i Zamecznik, Rabiega również zaprojektował rodzaj environment. Istnieje jednak pomiędzy tymi dwoma projektami zasadnicza różnica. O ile Fangor i Zamecznik „wzięli na warsztat” rzeczywistą przestrzeń Salonu Nowej Kultury w Warszawie, o tyle Rabiega dwie przestrzenie Atlasa Sztuki potraktował jako dwa uzupełniające się modele przestrzeni, przestrzeni zarazem uniwersalnej i mentalnej. W jednej prezentuje obrazy „białe”, w drugiej ich przeciwieństwo – obrazy „czarne”. Ma to swój sens plastyczny, ale jednocześnie zawiera głębsze konotacje natury światopoglądowej. Obie serie obrazów są jedynie sugestiami pojmowania przestrzeni w szerszym kontekście niż tylko aspekt prostych analiz przestrzeni widzialnej, a mianowicie w kontekście astrofizyki, którą autor fascynuje się od lat. W Atlasie Sztuki powstały dwie przeciwstawne sfery. W centrum każdej z nich Rabiega umieścił – jak je nazwał – „bramy”: kilkumetrowej wysokości układy barwnych obrazów scalone w jeden obiekt. Zarys ich kompozycji tworzy rodzaj mandorli otaczającej centrum, niczym sacrum otoczone nimbem świętości. W jednym z nich owo centrum wypełnia złota płaszczyzna. Monochromia sfer, barwność sugerowanych mandorli, złoto centrum-sacrum tworzy zupełnie nowy kontekst proponowanego studium przestrzeni.

I tym gestem Rabiega w sposób zdecydowany określa – dotąd jakby nieśmiało sugerowany swój światopogląd intelektualny i artystyczny.

Z jednej strony perfekcyjna, abstrakcyjna kompozycja obrazu wynikająca z przeświadczenia, iż fizycznie i mentalnie obraz jest suwerennym bytem samym w sobie – tradycja myśli Strzemińskiego. Z drugiej, podobnie jak u innych wielkich łódzkich uczniów-odstępców Strzemińskiego (Fijałkowskiego i Starczewskiego) przekonanie, że każda forma tego suwerennego bytu jest znakiem niosącym określone treści, a więc całość obrazu jest skończoną, integralną i suwerenną wypowiedzią, wartością samą w sobie, swoim własnym kosmosem.

Pozostawanie poza głównym nurtem sztuki dzisiaj, w czasach gdy stara się ona być przede wszystkim społecznie zaangażowaną publicystyką, gdzie dzieło pełni rolę rzeczywiście tylko i wyłącznie ilustracji treści zewnętrznych, to postawa bardzo odważna. Utopia i filozofowanie „wyszły z mody”, a tylko nieliczni, jak chyba właśnie Rabiega, sztukę rozumieją po heglowsku, jako epifanię. Wprawdzie, zdaniem Hegla – o czym obszernie mówi francuski historyk, Alain Besançon – choć sztuka już w jego epoce „była sprawą przeszłości, gdyż umarła wiara, z której sztuka wyrosła, to jednak kontynuując swój ciągły ruch ku uduchowieniu rozwiewa się, ustępując miejsca filozofii”.

Hegel przewidywał cztery drogi, jakimi będzie musiała pójść sztuka w przyszłości. Nie rozpatrując szczegółowo trafności tych prognoz w kontekście dziejów sztuki pomiędzy Heglem a sztuką współczesną, która notabene porzuciła nawet etap filozofowania, zawłaszczając obszary nauk socjologicznych, można stwierdzić, iż teza o rozwoju sztuki tożsamej z rozwojem idei Boga była jak najbardziej słuszna. Współczesny laicyzm życia i sztuki jest tego wymownym dowodem. W niczym oczywiście nie przesądza to o wartości sztuki współczesnej, ale znakomicie ilustruje, jak dalece zmieniły się kryteria pojmowania genezy i funkcji sztuki. I tylko dla niektórych, takich jak m.in. Rabiega, uprawianie sztuki jest ciągłą drogą poszukiwania i próbą odnajdywania absolutu-sacrum.

Jedną z przewidywanych przez Hegla dróg jest „sztuka symboliczna, która osiąga efekt dzięki analogii między formą a treścią”. Artysta, według skądinąd wielkiego przeciwnika Hegla, czyli Schopenhauera, „naturalny filozof” ma wizję innego niż iluzoryczny świata, jaki zdolny jest kontemplować zwyczajny człowiek. Taką właśnie, myślę, wizję prezentuje nam Robert Rabiega swoim Studiumprzestrzeni w Atlasie Sztuki.

Byłoby niezwykle interesującym doświadczeniem z punku widzenia sztuki, sztuki architektury, ale i szerokiego aspektu kultury współczesnej w ogóle, pozwolić Robertowi Rabiedze na realizację innej jego wizji, pozostającej dzisiaj, niestety, w sferze utopijnego projektu zanotowanego na małym arkuszu papieru, ale bardzo dokładnie przemyślanego. To wizja, „świątyni”, w której przeczucie sacrum wiąże się – na miarę gotyckich katedr – z modelem świata opartym na tezach współczesnej astrofizyki. Niezwykłe połączenie, chciałoby się powiedzieć, mistyki i elitarnego racjonalizmu współczesnych badaczy wszechświata.

Pozorna anachroniczność sztuki Roberta Rabiegi dotyka niezwykle istotnych problemów naszej współczesności, rzadko poruszanych przez zarówno tych „wielkich”, jak i „maluczkich”. Problematyki godzenia wiary i nauk empirycznych. I jest to jakieś signum temporis naszych czasów, w których specjalizacja w poszczególnych, wybranych wąskich dziedzinach nie pozostawia czasu i energii na ich światopoglądową syntezę.

Sztuka Rabiegi nie rości sobie prawa do tworzenia w oparciu o zdobycze współczesnej nauki uniwersalnego modelu świata. Tworzony przez jego obrazy makrokosmos działa bardziej na zasadzie impulsów i kreowania atmosfery, ukierunkowywania naszych własnych poszukiwań rozstrzygnięć z zakresu epistemologii i ontologii, zakładając istnienie nadrzędnej zasady sprawczej. Dowodem jej istnienia jest kosmiczny porządek, który trwa mimo trudnych dla nas do pojęcia zjawisk, jak np. zakrzywienie czasoprzestrzeni, czy tzw. „czarne dziury”. I o tym właśnie przekonują nas „studia przestrzeni” Roberta Rabiegi.