fbpx

Bo nie jest światło,
by pod korcem stało

Hendrik A. Berinson o Samuelu Szczekaczu

Jacek Michalak: Skąd wzięło się Pańskie zainteresowanie twórczością Samuela Szczekacza?

Hendrik A. Berinson: Od zawsze byłem zafascynowany sztuką początku XX wieku, przede wszystkim ruchami awangardowymi, ze szczególnym uwzględnieniem awangardy rosyjskiej oraz serbsko-chorwackiej; Bauhausem oraz fotografią tego okresu. Interesował mnie artysta, który w procesie kreacji łączył ze sobą różne dziedziny i działania między innymi z zakresu malarstwa, techniki, architektury, typografii czy też nowości naukowych i technicznych. Wśród najbardziej znanych postaci, których twórczością się zajmuję, można by wymienić chociażby genialnego inżyniera El Lissitzkiego. Zawsze bliscy moim zainteresowaniom byli również artyści, którzy nie zrobili spektakularnej kariery, a jednak pozostawili po sobie bardzo ciekawy dorobek artystyczny. Lubię odkrywać twórców, którzy pozostawali nieco poza głównym nurtem sztuki. Są to artyści, których losy, czy to ze względu na bieg historii, czy też życie prywatne, potoczyły się zupełnie inaczej i nigdy nie udało im się zrobić wielkich karier.

J.M.: Gdzie i kiedy zetknął się Pan po raz pierwszy z twórczością Samuela Szczekacza?

H.A.B.: Pierwszy raz o Szczekaczu przeczytałem w katalogu wystawy Présences polonaises. L’art vivant autour du Musée de Lodz, która została pokazana w 1983 roku w Centre Pompidou w Paryżu. Na wystawie tej zaprezentowane zostały pojedyncze prace Samuela Szczekacza. Dowiedziałem się wtedy, iż Władysław Strzemiński udzielał prywatnych lekcji, a jednym z jego uczniów był właśnie Samuel Szczekacz. W tamtych czasach bywałem regularnie w Izraelu i po długich poszukiwaniach, podczas jednej z wizyt, udało mi się odnaleźć Yehudę Tarmu, bliskiego przyjaciela Szczekacza. Tak na marginesie, to obydwaj byli uczniami Strzemińskiego w tym samym czasie. Tarmu poznałem dopiero na początku lat 90., a więc już po śmierci Szczekacza. Było to dla niego bardzo emocjonujące spotkanie, zaprzyjaźniliśmy się. Bardzo dużo opowiadał o Polsce, o Strzemińskim, o tamtejszych kręgach artystycznych, o współczesnym mu wówczas świecie, ale również o Szczekaczu, który w jego opowiadaniach był bardzo ciekawym i przemiłym człowiekiem i artystą. To dzięki Yehudzie udało mi się poznać wdowę po Szczekaczu, niesamowicie fascynującą kobietę, z którą udało mi się spotkać po wielomiesięcznym oczekiwaniu, aż jej łódź (na której mieszka), przybije na coroczny przegląd do przystani w Hajfie. Odkupiłem od niej prace Szczekacza, wraz z jego biblioteką, zawierającą wiele ciekawych pozycji z zakresu działalności łódzkiej awangardy i Władysława Strzemińskiego. Jedną z najważniejszych i najbardziej wartościowych pozycji w tejże bibliotece okazał się, uważany dotąd za zaginiony, maszynopis Łódź sfunkcjonalizowana, z oryginalnymi rysunkami Szczekacza. Podarowałem go Muzeum Sztuki w Łodzi. W ten oto sposób rozwinęły się moje zainteresowania, ale również i fascynacja awangardą polską, dla której nie bez znaczenia pozostają moje polskie korzenie.

J.M.: Galeria Berinson działa od 1986 roku. To świetna lokalizacja, w ciekawym budynku (były dom handlowy „Merkur“) w centrum Berlina, współpraca z licznymi, międzynarodowymi muzeami i galeriami, regularny udział w najlepszych targach sztuki jak choćby Art Basel czy Art Cologne, rozliczne publikacje. W Pańskich rękach znalazła się znamienita część dorobku Samuela Szczekacza, do którego, jak sam Pan podkreślił, ma Pan stosunek emocjonalny, a jednak jego twórczość pozostaje ciągle nieznana. Jak Pan myśli, dlaczego tak się dzieje?

H.A.B.: Może to przez to trudne do wymówienia nazwisko. A tak zupełnie poważnie, to udało mi się przez te kilkanaście lat zainteresować innych twórczością Szczekacza i dzisiaj wybrane prace artysty znajdują się w międzynarodowych kolekcjach. Nie należy jednak zapominać, że rynek sztuki jest bardzo brutalny i trudno sobie wyobrazić, by Szczekacz na nim zaistniał, ale to nie jest też mój cel. To sztuka dla znawców tematu, pasjonatów, takich jak ja. Od lat próbowałem zorganizować retrospektywę Szczekacza w jego rodzinnym mieście – Łodzi. Do tej pory kończyło się to niepowodzeniem, trudno zatem jest mówić o międzynarodowym rozmachu lub zainteresowaniu takim przedsięwzięciem. Tym bardziej chciałbym podkreślić, iż niezmiernie cieszy mnie fakt, że doszło do współpracy z Atlasem Sztuki i że Szczekacz powraca – choć tylko na krótki czas trwania wystawy – w rodzinne strony, do Łodzi!

J.M.: Jak z Pańskiej perspektywy, ale też perspektywy samego Berlina oceniłby Pan zainteresowanie polską sztuką?

H.A.B.: Z okresu, który mnie osobiście interesuje, a więc z okresu sprzed drugiej wojny światowej pozostało na rynku sztuki bardzo niewiele dobrych prac. Przez lata udało mi się wprowadzić do znaczących kolekcji, zarówno prywatnych, jak i publicznych, szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Francji, fotografie genialnego w moim mniemaniu Stanisława Ignacego Witkiewicza, którego wystawę prezentowałem w galerii w 2003 roku. W swojej kolekcji posiadam również prace innych znanych polskich artystów, jak chociażby Karola Hillera, Romana Opałki, Stefana Wegnera, czy całkowicie nieznanego przyjaciela Witkacego, Edmunda Strążyskiego.

Berlin, 5 października 2012 roku

Hendrik A. Berinson, twórca i właściciel Galerie Berinson w Berlinie, w której promuje sztukę takich artystów jak: Stanisław Ignacy Witkiewicz, George Grosz, Max Ernst, Hans Bellmer, Raoul Hausmann, László Moholy-Nagy. W 2009 roku przygotował indywidualną wystawę Samuela Szczekacza w Berlinie i Warszawie.

Anna Saciuk-Gąsowska

Hendrik A. Berinson o Samuelu Szczekaczu

Jacek Michalak: Skąd wzięło się Pańskie zainteresowanie twórczością Samuela Szczekacza? Hendrik A. Berinson: Od zawsze byłem zafascynowany sztuką początku XX wieku, przede wszystkim ruchami awangardowymi, ze szczególnym uwzględnieniem awangardy rosyjskiej